o tamtej chwili, kiedy leżałam na szpitalnym łóżku tak czysta, tak antyseptyczna, że już nie byłam sobą, moje wyjałowione ciało nie było mną. To był obcy zapach chloroformu i gazy. Podnosiłam ręce do twarzy usiłując rozpoznać w nich te tylekroć użyteczne i tylekroć spełniające posłusznie wszystkie moje życzenia. Te ręce także pachniały chloroformem. Ułożyłam je na kołdrze, zęby odpoczęły. Wiedziałam, że będą mi jeszcze potrzebne do pożegnalnych gestów, do zażegnania nadciągającego strachu. Zacisnę je mocno i ból emanujący ze zduszonych tkanek pozwoli mi zapomnieć o tym, że świat umiera.
|