bezwładnie usiadła na parapecie starej kamienicy, rozkoszując się raz po raz zapachem vaniliowego dymu papierosa. płakała kolejny raz okazując swoje miękkie serce, przypominała mi czasem kilkuletnie dziecko, nieznoszące sprzeciwu. kosmyki jej rudych włosów delikatnie opadały na nieskazitelnie porcelanowe czoło osłaniając czerwone od płaczu kanaliki łzowe. mówiła, że nie kocha i nie kochała. a było odwrotnie. to ta sama dziewczyna całymi nocami marzyła o księciu z bajki i szczęśliwym zakończeniu, ta sama dziewczyna przesiadywała właśnie tam, gdzie on miał być i ta sama dziewczyna tworzyła wspólną przyszłość, planowała ślub, dzieci i wspólne szczęście właśnie z tym chłopakiem. w tym momencie wyjrzała przez okno, by poczuć jak rześki deszcz uderza delikatnie o jej czoło. zamknęła oczy, znowu o tym myślała a raczej zadręczała się i biła z myślami, to minie - pomyślała, po czym skoczyła z tego samego parapetu, na którym udawała tak cholernie silną.
|