słońce mocno przygrzewało tego dnia, a delikatny wiosenny wiatr porywał jej welon do tańca. ostatnie poprawki i była gotowa wejść do kościoła pełnego ludzi. wzięła swojego ojca pod ramię i stanęła w progu biorąc ostatni głęboki wdech. spojrzała na przepełnione ławki bliskimi. na przepięknie ubrany kościół w białe magnolie, które tak uwielbiała. aż w końcu zatrzymała wzrok na Nim. stał na przeciwko niej doszczętnie przeszywając każdy milimetr jej ciała. uśmiechał się dumnie i cwaniacko. ubrany w ciemny garnitur i czerwone trampki czekał na nią. był tym jedynym. była tego pewna. wiedziała że może mu ofiarować swój durny świat i całą siebie. uśmiechnęła się, a u jej policzków powstały dwa przecudne dołeczki. ojciec pocałował ją w czoło i ruszyli po płatkach róż, które były rozsypane na krwistym dywanie. czuła się najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. wiedziała że zaraz będzie prawnie należało jej serce do Niego, a Jego do niej.
|