siedziała naprzeciw niego, on trzymał
głowę na jej ramieniu. Czuła jego ciepły,
miarowy oddech na szyi, taki jak u dziecka
które po dniu pełnym wrażeń usypia
mamie w ramionach; jego nieświadome
ruchy w sennym letargu. Bała sie poruszyć,
by go nie zbudzić, ale jednocześnie
opuszkami palców gładziła go po policzku.
Teraz był zadziwiająco bezbronny i
niewinny, zupełnie inny od tego który w
każdą sobotę wybiera się na piwo z
kumplami. ‚
|