Coś wysysa ze mnie ostatnie resztki energii życiowej, uśmiechu, radości i optymizmu. To taki mały pasożyt, który zagościł na dobre w pewnym organie odpowiedzialnym na funkcję życiowo-duchową zwaną kochaniem. I nie robiłabym z tego problemu, gdyby nie fakt iż ciągle rośnie. On nabiera sił, a ja słabnę. Jestem ofiarą swojej własnej głupoty, a wymagam wsparcia z zewnątrz. Jestem muszką która złapała się w sidła pajęcze, czekam na konsumpcję. Smacznego?
A udław się cholero!
|