|
pooojebanaaa_na_maxa_xd.moblo.pl
A motylki w brzuchu karmię nikotyną bo miłości już zabrakło.
|
|
|
A motylki w brzuchu karmię nikotyną, bo miłości już zabrakło.
|
|
|
" Nie ma, że ktoś Ci dziś da do szczęścia bilet. "
|
|
|
i jeżeli uśmiecham się jak głupia do monitoru, czy wyświetlacza komórki, to właśnie znak, że piszę z Nim.
|
|
|
i choć wiedziałam, że już mnie nie kocha, miałam tą głupią nadzieję. czekałam ponad pół roku na jakąkolwiek wiadomość, no i napisał - z prośbą o podanie numeru do koleżanki.
|
|
|
wiem, są tacy ludzie którzy czekają na mój upadek. ale ja się nie poddam - nie dam im tej cholernej satysfakcji.
|
|
|
był dla Niej ideałem i może właśnie dlatego zawsze usprawiedliwiała Go przed wszystkimi, a także i przed samą sobą. gdy nie dzwonił, zrzucała winę na rozładowaną komórkę. gdy nie przyjeżdżał, uparcie twierdziła, że na pewno wypadło mu coś ważnego. nawet gdy zdradził, wzięła winę na siebie twierdząc, że nie jest wystarczająco piękna i dobra. powiesz, że jej naiwność nie miała hamulców masz rację. ale wiedz, że nie zawiniła tu Ona sama. te wszelkie hamulce bezczelnie popsuła miłość, zabierając przy tym granice zdrowego rozsądku.
|
|
|
jesteś mi potrzebny żebym mogła nakurwiać szczęściem.
|
|
|
leżałam na łóżku, oglądając wiadomości.`kolacjaa` usłyszałam nagle wołanie mamy. owinęłam się kołdrą i z trudem dowlokłam się do kuchni. zobaczyłam w Niej mamę ładującą połowę opakowania masła na jedną kromkę. `wiesz? ja jednak sama sobie zrobię tą kolacje.` zaproponowałam. podczas gdy ja przyrządzałam posiłek, mama z siostrą dyskutowały o ślubie kuzynki, a dokładniej o tym kogo zaproszę - jakby to była ich sprawa. `a wzięłabyś sobie tego Twojego chłoptasia byłego. i wysoki, i przystojny...` zaczęła siostra. zacisnęłam zęby `skończ` wycedziłam, wymachując nożem w jej stronę. `ok, ok. to tylko luźna propozycja, zastanów się` powiedziała, po czym wyszła z pomieszczenia, puszczając mi oczko. `czemu Go tak odrzucasz? aż taki z Niego buc?` zapytała mnie mama, a ja wybuchnęłam śmiechem. - jak one nic nie rozumieją, przecież to nie ja Go odrzucam, tylko On mnie. zresztą zapraszając Go, wyrządziłabym sobie wielką krzywdę. sobie a dokładniej swojemu sercu.
|
|
|
nie mów, że mnie znasz. gdyby tak było zauważyłbyś, że mój szeroki uśmiech wcale nie jest szczery, a szczęście jedynie udawane.
|
|
|
ze wszystkich możliwych sposobów zawsze wybierasz ten, który zaboli mnie najbardziej, więc nie pieprz teraz, że zależy Ci na moim szczęściu.
|
|
|
wracała do domu, co chwilę ocierając łzy z policzków. to, na co starała się przez tyle miesięcy, rozpadło się na małe kawałki dosłownie w jednym momencie. najgorsza była świadomość, że już nie zdoła tych kawałków ułożyć tak, aby znowu do siebie pasowały. dobrze znała powiedzenie, że `wszystko co dobre, kiedyś się kończy` ale była pewna, że w tym przypadku będzie inaczej. nigdy nie przypuszczała, że On znajdzie sobie inną, nigdy. w końcu zawsze określał ją mianem niezastąpionej bądź idealnej. z każdym krokiem robiło się Jej coraz bardziej słabo, aż w końcu osunęła się na ziemię. zdała sobie sprawę, że już nigdy nie będzie miała okazji spojrzeć w błękit Jego oczu, chwycić Jego silnej dłoni. że już nigdy do Jej ucha nie dobiegnie Jego wspaniała melodia w której odszyfruje te dwa słowa.
|
|
|
i widocznie marna ze mnie zabawka, skoro tak szybko sprawiłeś sobie nową.
|
|
|
|