Coś poruszyło się się na białym, wapiennym dachu. Był to duży brązowy ptak z haczykowatym dziobem, pewnie jeden z tych zagrożonych wymarciem sokołów wędrownych, o których mówili w wiadomościach. Naprawdę musiał kochać miasto, skoro chciał tu siedzieć sam jeden, moknąc na deszczu ze śniegiem, nie mając do kogo dzioba otworzyć poza gołębiami i wiewiórkami. Chyba że czekał na drugiego sokoła, któremu chwilowo zawrócił w głowie jakiś inny ptak. Samotny sokół wyglądał, jakby czekał od dawna, i zważywszy na pogodę, istniało duże ryzyko, że ten drugi sokół nie wróci. Ale uparty sokół nie chciał się poddać. Schował głowę pod skrzydło i czekał.
|