|
monia2106.moblo.pl
Rozstańmy się. Przecież oboje tego chcemy rzuciłeś z nonszalancją w głosie i słodko się uśmiechnąłeś myśląc że mówisz coś co jest tak neutralne jak zero w matematyce
|
|
|
"Rozstańmy się. Przecież oboje tego chcemy"- rzuciłeś z nonszalancją w głosie i słodko się uśmiechnąłeś, myśląc, że mówisz coś co jest tak neutralne jak zero w matematyce. Gówno prawda. Tą krótką kwestią zadałeś memu sercu ból większy niż uszom sprawia odgłos zakurwiającego po szybie styropianu...
|
|
|
I gdybym powiedziała, że wpierdalam szampon 24/7, bo zajebiście smakuje to byś mi uwierzył? Nie, więc przestań pierdolić, że po tym wszystkim co razem przeszliśmy słowa pt." Zostaw mnie" brzmiały w moich ustach wiarygodnie
|
|
|
-Kochasz mnie?- spytała się go nagle, przesypując przez palce delikatny, morski piasek. W jej głosie słychać było niepewność. Zaległo milczenie. W oddali rozbrzmiewał pogłos rozbijających się o klif fal. Z powietrza obserwowało ich grono mew, które wymieniały się z wielką zażartością uwagami na temat pary, tak, że ich donośne skrzeczenie było słyszalne w obrębie kilku kilometrów. -Kochasz mnie?- zadała pytanie jeszcze raz, tym razem nieco głośniej. Zacisnęła mocno kształtne usta. Zdecydowanym ruchem podparła głowę ręką i obróciła się twarzą w jego stronę. Jej bujne, czekoladowe włosy targane były przez orzeźwiającą bryzę. Z niedowierzaniem patrzyła na jego sylwetkę, która majaczyła na tle lasu. Był przysłowiowym bad boy’em i doskonale o tym wiedziała. Nonszalancki typ, w przyciemnionych okularach, z wiecznie zmierzwioną, czarną czupryną. Lekki zarost pokrywał jego twarz i obok niego leżała czarna skóra, gitara i butelka z tanim winem. [ ... ] koniec części pierwszej.
|
|
|
" I wiesz pamiętam dokładnie, jak parę lat temu staliśmy we dwóch w środku nocy na opustoszałej ulicy Wojskowej, pijąc piwo, i mówiłem Ci, że to pedalskie słowo na m chyba w ogóle nie istnieje, że to tylko bajki, stara legenda, żeby ludziom lepiej się zasypiało i ty skinąłeś głową na znak, że rozumiesz. A teraz... teraz nie wiem." | fragment książki "Miłość zwija się w bibułkę".
|
|
|
Zbyt rozdrażniona by opowiadać, zbyt słaba by krzyczeć, zbyt zraniona by być kulturalną. Wraz z zakończeniem naszej rozmowy te podstawowe czynności stały się nagle ponad moje siły.
|
|
|
[...] Leżał tak, niewzruszony, i milczał wpatrując się w błękitne niebo. W orzechowych oczach zagnieździł się strach, a w małym serduszku dziewczyny rozproszyło się, niczym wojsko pod naporem wrogich sił, całe ciepło którym chciała go obdarzyć. Zła odwróciła się do niego plecami i zaczęła szarpać zdenerwowana koniec koca, na którym leżeli. Znowu zapadła cisza, którą nagle przerwał cichy i melodyjny śpiew, roztaczający się nad jej uchem: „Love me tender, love me sweet, never let me go. You have made my life complete and I love you so.”. Odwróciła się i z rozkoszą poczęstowała go promiennym uśmiechem. Ich twarze były blisko siebie, widziała swoje odbicie w jego niebieskich tęczówkach i czuła ciepły oddech na policzkach. Opuszkami palców badała kolejne centymetry jego twarzy, aby móc ją w każdej chwili odtworzyć na nowo w swojej wyobraźni. Nie spuszczając Poldzi z oczu, powolnym ruchem objął delikatną, damską dłoń i lekkim muśnięciem warg przejechał po jej wierzchu. [...]
|
|
|
Wiesz czego najbardziej żałuję? Że nie zostawiłam Cię pierwsza. Tak, dobrze słyszysz. Bo wtedy cierpienie, byłoby moim dobrowolnym wyborem, a nie pierwszym i ostatnim podarunkiem otrzymanym z Twoich rąk.
|
|
|
[...] A ona zaczęła się śmiać wniebogłosy, ukazując mu rząd równych zębów. Przypatrywał jej się z powagą i obserwował każdy jej ekspresywny ruch. Widział jak bardzo jest szczęśliwa, dlatego tak bardzo zmartwił się kiedy zrozumiał, że nigdy nie zapewni jej tego wszystkiego o czym każda kobieta marzy. Sarnim ruchem wstała, wyrywając go z zadumy i tak jak nagle w jego życiu się pojawiła, tak nagle zaczęła biec przed siebie, powodując, że woda z pod jej nóg, chlapała we wszystkie strony. - Goń mnie! – krzyknęła za siebie, śmiejąc się. Odrzucając na bok wszelkie zmartwienia, poderwał się, zostawiając włości na swoim miejscu. [...]
|
|
|
Choruję na poważną chorobę. Przypadłość tę określa się mianem "litościcy". Schorzenie polega na przybieraniu przez twarz charakterystycznego wyrazu i uniesieniu wymownie brwi znacznie ponad linię drugiej, kiedy jest mi zwyczajnie kogoś żal. Przy Tobie Skarbie, objawy pogłębiają się do tego stopnia, że wybucham spazmatycznym śmiechem. Dla mnie nie ma ratunku póki Cię widzę. Dla Ciebie ratunku już nie ma.
|
|
|
Przez lata sukcesywnie kreowałam swój wizerunek. Bardzo się pilnowałam, dbałam o niepopełnianie karygodnych błędów. Wszystko to na marne. Zniszczyłeś mi reputację, kiedy pierwszy raz pokazaliśmy się razem.
|
|
|
pojrzę na Ciebie ostatni raz. Ostatni raz zaszklą mi się oczy. Czas było przywyknąć do porażek. Czas było zamknąć serce na wszelkie uczucia.
|
|
|
Szedł po drugiej stronie ulicy. Nie poczułam nic. Nie powiedziałam nic. tylko z moich lekko rozchylonych ust wyleciała dusza, albo jakiś jej fragment. Za chwilę była już maska - " Wszystko jest OK."
|
|
|
|