Gdy coś się kończy, zazwyczaj jest tak, że na horyzoncie pojawia się coś innego. No właśnie. Pojawiła się osoba, która wyciągnęła mnie z tego bagna, w którym świadomie zacząłem żyć. Ona przyjechała do mnie, znalazła mnie w lesie i zabrała butelkę. Ona rozmawiała ze mną codziennie. Ona we mnie wierzyła. Płakała przeze mnie. Przytulała. Krzyczała. Aż w końcu piła ze mną. Ze mną nienawidziła tego świata. Była przy mnie w najgorszych momentach. I dziękuję jej za to. Jest dalej przy mnie mimo wszystko. A jednak już jakoś tak dziwnie nazwać ją przyjaciółką. Tak jakoś niepewnie. Jest dla mnie ważna. Jest kimś wyjątkowym. Niech tak pozostanie.
|