Świat zawirował wokół, gdy młoda baletnica wykonała kolejny piruet. Lissa gładko wykonała polecenia srogiej nauczycielki Jej kręcone brąz włosy unosiły się wraz z nią opadając śpiewnie na ramiona. Balet był jej drogą, jej wybawieniem. Była wytrwała, niezwykle skupiona. Tyle, że miała jeden mały mankament. I wtedy właśnie ta mała słabość wbiegła do sali. Wyglądał jakby dopiero wstał. Nieułożone włosy, biały t-shirt i podarte spodnie. Nie pasował do białych, koronkowych rajtuz Lissy. Ale był jej. Istniał razem z nią. Oddychał razem z nią. I po części był nią. Był jej sercem. Podbiegła do niego na palcach i przytuliła mocno. Uniósł ją wysoko, ponad własną głowę nadal trzymając w objęciach. Pachniał słońcem i cynamonem. Z dodatkiem wiatru. Był realnym schronieniem jej delikatnej, porcelanowej skóry. Bezpiecznym portem złowrogiego morza. I wtedy ten głos. Głos przesiąknięty goryczą i pogardą. – Nigdy nie będziesz jak matka. W głowie Ci tylko ten dziwak – pogardliwie oznajmiła nauczycielka.
|