Wiatr wiał. Po prostu wiał. Czułam jak przechodził mnie na wylot, jak dudnił w uszach. Lecz szłam dalej. Nie poddałam się, nie teraz, nie w tym momencie. Cierpienie, ból, strach, zimno. Dotarłam do skraju możliwości. Dotarłam do końca woli. Czułam jak opadam, po prostu. Jak liść na wietrze, jak kamień rzucony do rzeki. Jak spadam. Coraz niżej. I wtedy poczułam gorący oddech na karku. Zaraz potem silne ramiona objęły mnie i bez problemu uniosły w górę. Nagie ręce okryte miałam marynarką. -Kocham Cię Kopciuszku - usłyszałam tylko. Zanim zasnęłam poczułam wyraźny zapach rozmarynu. To on - wychwycił na koniec umysł po czym ciało się poddało i popłynęłam ku głębi oceanu.
|