Biegła przed siebie. Deszcz mocno uderzał o jej twarz. Nie wiedziała, gdzie się podziać. W końcu znalazła się przed ołtarzem w kościele. Była sama, otoczona półmrokiem i blaskiem świec. Czuła, jak serce dudni jej po żebrach. Nie miała siły podnieść się z kolan. Woda lała się z niej strumieniami. Uniosła głowę, żeby spojrzeć na krzyż. 'Dlaczego?' Wydusiła z siebie zachrypniętym głosem. 'Był najważniejszą osobą w moim życiu. Pozwoliłeś mu odejść. Jak mam wierzyć w Twoje Miłosierdzie? W Twoją sprawiedliwość? Dlaczego pozwoliłeś mi żyć, skoro teraz odebrałeś mi cząstkę mnie samej? To uczucie cholernej pustki rozrywa mnie od środka. Pozwoliłeś mi słyszeć szloch matki, widzieć puste dno źrenic ojca, mijać zamknięty pokój w domu. Odebrałeś mi faceta, który był dla mnie najważniejszym człowiekiem na ziemi. Tej samej krwi i o tych samych oczach. Był moim bratem.' Szepnęła. Przeżegnała się wolno. To był ostatni znak krzyża na jej piersi. / just_love
|