|
landriina.moblo.pl
Ubrałam jego bluzę swoje obcasy wzięłam do ręki i boso wyszłam z tej imprezy. Było po dwunastej ładne czyste niebo. Kierowałam się w stronę jeziora. Wiedziałam że zara
|
|
|
Ubrałam jego bluzę, swoje obcasy wzięłam do ręki i boso wyszłam z tej imprezy. Było po dwunastej, ładne, czyste niebo. Kierowałam się w stronę jeziora. Wiedziałam że zaraz komórka zacznie mi wibrować. Że on zobaczy że mnie nie ma. Że będzie się wypytywał gdzie jestem, tak jakbyśmy byli razem. A nie jesteśmy. Że powie że mam wrócić. A jak mu powiem że chcę pomyśleć to wyjdzie za mną. Ale nie sam, z kolegą. I pewnie z piwem. I szlugą, o tak. Przeszłam całe jezioro lecz nic nie dzwoniło. Postanowiłam trochę się wrócić i usiąść na jednych schodach ze względu na bolące mnie nogi. Niedaleko była ta impreza, wszystko słyszałam gdy usiadłam tam. 'wyłączony telefon, gdzie ona jest?!' Słyszałam go zdenerwowanego. 'kto?' usłyszałam jego kumpla. 'kto, kto, pomyśl idioto' odpowiedział ten. ich głosy słyszałam coraz wyraźniej, byli coraz bliżej. 'a Ty co, zakochany w niej czy jak?!' zapytał ten kolega, śmiejąc się 'tak, kocham ją' moje serce przestało bić. życie nabierało sensu. 'kochasz mnie' ...
|
|
|
Doszłam do jego domu, było dobrze po pierwszej w nocy. Nie miałam pewności, że on tam będzie, ale miałam całą noc, żeby go znaleźć. Zadzwoniłam do niego. Odebrał śpiący. Nakazałam mu wyjść. Wyszedł. W samych spodenkach, pokazując ten swój opalony, umięśniony brzuch i trochę włosów pod pępkiem. 'Myślałam o nas. Znaczy się. O Tobie i o mnie. Nie mogę tego tak trzymać w sobie. Wiem, przyjeżdżam tu rzadko. Wiem, jestem gruba, brzydka, głupia. Ale jestem tak cholernie naiwna, wrażliwa i zakochana, że nawet sobie tego nie wyobrażasz' Powiedziałam, patrząc mu w oczy, te cudowne, zielone oczy. 'w kim? załatwić wam spotkanie?' powiedział, ziewając. 'kolejny z Twoich głupich żartów? w Tobie, kurde. nie widzisz tego? na cholerę bym tu przychodziła teraz?' powiedziałam, a ten się głupio uśmiechnął. kochałam jego uśmiech, kochałam jego całego. 'pozwól, że to ja zdecyduję, jaka jesteś' powiedział, łapiąc mnie w pasie i przyciągając tak, że sama zaczęłam go całować - odruch niekontrolowany.
|
|
|
'jasne, pewnie. mów sobie co chcesz' powiedziałam po kłótni z nim i wyszłam z jego domu w nocy, idąc do siebie. wkurzona, niemalże biegłam. 'czekaj!' usłyszałam za sobą, lecz przyspieszyłam kroku. 'stój!' usłyszałam znowu, lecz nie zamierzałam stać. w końcu mnie dopadł, odwrócił mnie do siebie i położył swoje ręce na moich biodrach. 'wiesz, że jestem głupi. ale przepraszam no' powiedział, unikając mojego wzroku. 'chyba za bardzo głupi' powiedziałam, próbując go odepchnąć. 'proszę Cię, nie rób mi tego. nie zostawiaj mnie. kurwa no, kocham Cię' trzymał mnie tak, że za nic w świecie nie dałabym rady się uwolnić. 'teraz kochasz? przecież miałeś iść na panienki przed chwilą!' krzyknęłam. 'znasz mnie, moje żarty. chciałem, żebyś była zazdrosna' powiedział, a ja przywaliłam mu w twarz 'przepraszam' powiedziałam szybko, żałując, że to zrobiłam. 'przepraszam' mówiłam ciągle, dotykając lekko jego policzka. ten złapał mnie za rękę i burcząc jakieś przeprosiny pod nosem, zaczął mnie całować.
|
|
|
'wyskakujące biodro?' zapytał, gdy siedzieliśmy u niego na chacie. 'yep! chcesz zobaczyć?' zapytałam, wstając. przytaknął i też wstał. zaprezentowałam mu to, a ten usiadł, nie wiadomo czemu. 'boli?' zapytał, powstrzymując się od śmiechu. 'trochę' powiedziałam, biorąc jego rękę i kładąc sobie na biodrze. on wstał, a ja znów to zrobiłam, patrząc się mu w oczy. uśmiechnął się do mnie, po czym powalił mnie na kanapę i usiadł na mnie. 'groźne to?' zapytał, całując mnie po szyi. 'mogę mieć operacje. a nawet jeździć na wózku' powiedziałam, patrząc w sufit. 'zawsze marzyłem żeby się na takim wózku przejechać' odepchnęłam go i usiadłam szybko po turecku, przodem do niego. 'ja mówię poważnie. może być tak że będę na wózku popylała, rozumiesz?' powiedziałam, patrząc mu w oczy. 'i co z tego? myślisz, że mnie tak do siebie zniechęcisz? nie uda Ci się to. zbyt długo na Ciebie czekałem, żebyś mnie teraz jakimś wózkiem odstraszała' powiedział, całując mnie i rozpoczynając nowy rozdział w naszym życiu.
|
|
|
Usiadłam w drewnianym domku przy ukochanym jeziorze, patrząc na deszcz i taflę owego jeziora. Uśmiechałam się sama do siebie, te miejsce kojarzyło mi się tylko z nimi, z najważniejszymi osobami w moim życiu. Z daleka słyszałam jego głos. Jego cudowny, męski głos, który sprawiał, że moje serce dawało o sobie znać. Kiedy spojrzałam na niego, stało się to, czego się po sobie spodziewałam: niekontrolowany uśmiech na twarzy, automatycznie wróciłam do pozycji siedzącej, patrząc się jak głupia na niego całego. 'co Tu robisz?' zapytał, stojąc. 'siedzę. chyba' wymamrotałam, zachwycona jego uśmiechem. 'chyba?' zaśmiał się, nie wiedząc czemu. 'rozpraszasz mnie' powiedziałam szybko, spoglądając to na niego, to na jezioro. 'co?' usiadł. zapowiadała się długa rozmowa. 'no kurwa. nie jesteś mi obojętny, nie chcę.. nie mogę' mówiłam, kiedy on wstał i podszedł do mnie. złapał mnie za ręce, przyciągnął do siebie i zanim nasze usta złączyły się, powiedział jedynie: 'wiem, co czujesz. przeżywam to samo.'
|
|
|
'na pewno mam jechać?' zapytał, podając swój bagaż kierowcy. 'tak, jedź, będzie dobrze.' skłamałam. wiedziałam, że wraz z jego wyjazdem, my nie będziemy już razem. ostatni raz pocałowałam go, łapiąc za rękę. odchodził, lecz ja jej nie puszczałam. podszedł do mnie, pocałował mnie w czoło i odszedł definitywnie. autobus odjeżdżał. zakryłam jedną ręką usta, bym nie krzyczała niczego. łzy już spływały mi po policzkach. na ramieniu poczułam dłoń jego przyjaciela. 'straciłam go. na zawsze. gdy mu pozwoliłam wyjechać, pozwoliłam, żeby nasz związek się rozpadł. sześć miesięcy to za dużo. on tam pozna nowe laski, w końcu na piłkarzy panienki lecą. zakocha się w jakieś i zapomni o mnie. mogłam go nie puszczać, owszem. ale do końca życia nie wybaczyłabym sobie tego błędu. tego, że przeze mnie on nie mógłby spełnić swoich marzeń. teraz.. teraz go nie mam. nie mamy siebie nawzajem. nie wiem co zrobię jak tu będę przyjeżdżać. straciłam ramiona, w których czułam się najbezpieczniej. straciłam siebie'
|
|
|
jeśli dzwonisz, piszesz codziennie, patrzysz się na mnie, przyjeżdżasz, opowiadasz o sobie i interesujesz się moim życiem, dajesz mi swoją bluzę, a później ją nosisz parę dni to wiedz, że robisz mi nadzieję. a jeśli masz w to wyjebane i nic to dla Ciebie nie znaczy to wiedz, że będę pewnie płakać.
|
|
|
|
znałam Go tak krótko, a w Jego ramionach czułam się bezpieczniej niż kiedykolwiek. / 2rainbows.
|
|
|
zawieszam na trzy tygodnie gdzieś. hihi, WAKACJE < 333333
|
|
|
|
szczerze? coraz częściej i dotkliwiej mi Go brakuje. tęsknię za dotykiem Jego dłoni na grzbiecie mojej. za muśnięciami Jego warg na moim czole, szyi, karku. znacznie mniej śpię katując się wspomnieniami Jego osoby. głosu, który ciągle powtarzał mi, że mnie nie zostawi, jestem najważniejsza, teraz i już zawsze. chciałabym na powrót to kochane spojrzenie, delikatność, bezustanną obecność.
|
|
|
|