W każdym kolejnym liście opisujesz drogę, dzielisz ją na etapy, te pokonane koleją, gnane nadzieją, przez przypadek, przez las, wpław, przez rzekę, metaforycznie, przez stagnację szmaragdowych jezior, pasmem wyżyn i kaskadą depresji, o zgrozo, nad poziomem morza, które nie zechce się rozstąpić. Synonimami tęsknoty tkasz zdania, zapytania niepewne o bieg przyszłych zdarzeń. A ja, oparta o żebra zimnego kaloryfera, rekompensując sobie utratę ciepła i powietrza niespiesznie stygnącą herbatą, rozpaczliwie szukam odpowiedzi lub choćby racjonalnego uzasadnienia własnej niewiedzy. / jebaduic
|