Bije. I czasami tylko przystaje na chwilę,
by spojrzeć mi w twarz i zapytać, co ma robić.
Bywa tak, że jest zmęczone, znudzone i zatroskane.
Bo wciąż i wciąż ten sam dawno już nieobecny gość,
zdaje się być w jakiś sposób wewnątrz.
Ukryty gdzieś pomiędzy aortą a zastawką.
Chociaż ta obecność już wcale nie jest cielesna.
To coś na kształt zapachu,
który utrzymuje się na ubraniu jeszcze długo po tym, jak ktoś rzucił je w kąt.
Czasami ten zapach uderza mi w nozdrza,
kiedy przejdę niechcący obok którejś z myśli.
Tych, co to powinnam je zostawić w spokoju. Nie roztrząsać.
Już prawie to umiem. I tylko czasami się zapominam.
|