Gdybym się czuła choć przez chwilę, zadzwonię, napiszę list godny sentymentalnej podróży w przeszłości. Nie, obecnie się nie wykańczam, staram się nie marnować chusteczek na ocieranie spoconych oczu, w bieli pachną miętą, która koi i przytula nadpuchnięte policzki od zbyt długiego płaczu. Nie ma mnie nawet w połowie, a jednak jestem i niewiele mnie widać. Zabieram się w sentymalntalną podróż, a szum miasta przypomina fale, zmięte prześcieradło, drobny letni piasek, ścisk, kolejne wyjście pod wiatr. I to ja jestem każdym kolejnym brzegiem do poznania, zmieniam swoje położenie jak mewa, a lgnę do światła jak ćma. Jestem każdym odcieniem szarości, a człowiek niech nie sprowadza mnie do cierpiącej foki. Cierpię zawsze w samotności, a uśmiecham się do każdego drzewa w moim mieście, bo czas, poznawanie własnych skrzydeł to moja podstawa na kolejne miesiące w ciszy.
|