Smutna, ze spuszczoną głową, wtuloną w ramiona, przemierzała kolejne metry dzielące Ją od przystanku i codziennej rutyny...
Czuła, że nic dobrego Jej dzisiaj nie spotka, była załamana, bliska łez, przepełniona goryczą...
Nagle usłyszała za sobą, charakterystyczny, dobrze znany głos: - Dzień dobry Pani...
To było jak kojący balsam,który spłynął na Jej cierpiącą duszę, przepędzając wszelki smutek...
Odpowidziała: - Bonjour, mon cheri...
Miała cichą nadzieję, że zrozumie...ale nawet Jego trochę zmieszany uśmiech Jej wystarczył.
Mgła znikneła, na niebie pojawiło się słońce.
|