 |
definicjamiloscii.moblo.pl
zwyczajnie rozpierdala mnie czytanie tych wszystkich tekstów na portalach społecznościowych o tym jak sobie nie radzicie jak okropne jest życie i jak kopie Was po dup
|
|
 |
zwyczajnie rozpierdala mnie czytanie tych wszystkich tekstów na portalach społecznościowych o tym, jak sobie nie radzicie, jak okropne jest życie i jak kopie Was po dupie. może czas w końcu to ogarnąć, a nie siedzieć i użalać się nad sobą?
|
|
 |
ciągnie Cię do tego człowieka, ciągnie jak cholera. kiedy tylko nadarza się ku temu okazja muskasz Jego wargi swoimi, czy łapiesz dłonią Jego rękę w nadgarstku, niby po przyjacielsku. przybliżasz nozdrza do szyi popsikanej dużą dawką perfum i uświadamiasz sobie, że to ewidentnie Twój ulubiony zapach.
|
|
 |
lubię moje fazy, kiedy budzę się o czwartej sądząc, że spanie to czynność zupełnie pozbawiona sensu. lubię odpisywać wtedy na Twoje wiadomości czekające na mnie już od kilku godzin w skrzynce odbiorczej. lubię Twoje wkurwienie, bo wciąż zapominasz zmienić dzwonka przychodzącej wiadomości, a obecny brzęczy na cały dom.
|
|
 |
najgorszym momentem naszej znajomości było to spotkanie się kilka miesięcy po rozstaniu, gdy podczas rozmowy tuż po wymienieniu się podstawowymi informacjami, jak leci, jak szkoła, jak w domu - wyrwało mi się to cholerne pytanie o to, co najbardziej we mnie kochał. i Jego odpowiedź, kiedy wymieniał kolejno moją bezpośredniość, odwagę, pewność siebie, a zarazem wrażliwość i wielgaśne serce, aż w końcu przeszedł do takich banałów jak wgłębienie w nadgarstku, czy sposób w jaki uwydatniały się moje mięśnie, kiedy chodziłam - w efekcie łamiącym głosem podsumował wszystko tylko rozdzierającym 'wszystko w Tobie kochałem. kurwa, najbardziej'.
|
|
 |
żegnaj, pa, fajnie było? no chyba kpisz.
|
|
 |
odbieram wrażenie, że chmara dymu nikotynowego przysłoniła Ci pogląd na życie, na mnie, na to, co niegdyś było ważne. hej, to ja, 'Twój aniołek'.
|
|
 |
pamiętasz jak złapałeś mnie w talii, gdy równocześnie wyszliśmy z sąsiednich pokoi nazywając pierdołą, bo już po godzinie pobytu w pensjonacie - rozwaliłam sobie kolano? pamiętasz swoje specjalne chodzenie tuż za mną, żeby tylko deptać mi po butach? rozmowy na szlakach, narzekanie na upał i śmiech z faz wspólnego kumpla, który udawał bielika? pamiętasz te wyuzdane propozycje, kiedy stojąc na pomoście ściągałeś z siebie koszulkę po czym krzycząc, że teraz moja kolej? a to, jak obserwowałam Twoje perfekcyjne ruchy podczas gry w bilard, czy noc, kiedy siedziałam ze łzami w oczach, gdy Ty byłeś obok z nieobecnym wzrokiem zagryzając wargę? bo ja tak, niestety.
|
|
 |
najpiękniejsze było to, że ufałam Mu bardziej, niż sobie. kiedy podawał mi dłoń, a następnie zaciskał w niej moją - mogłam zamknąć oczy mając pewność, że zaprowadzi mnie do najcudowniejszego miejsca na ziemi. gdy wypuszczał chmarę swojego gorącego oddechu na mój policzek w środku zimy nawet czubki palców od stóp mimowolnie odmarzały. a każde z Jego słów, wszystko co mówił było tak wyśnione - nawet banalne 'do zobaczenia' sprawiało, że serce nabierało podwójnych rozmiarów.
|
|
 |
od zawsze w nich gustowałam - w facetach, którzy serce już dawno zakopali gdzieś na dnie swojej duszy, tak aby nikt nie miał do niego dostępu. w nieczułych, aroganckich typach, którzy lubili zmiany, regularnie wymieniali jedną dziewczynę na drugą. typowi skurwiele wydający się nieszkodliwi - dopóki jeden z nich nie zabrał mi serca, a ja zamiast uciekać, czy chować się w kąt, postanowiłam brnąć w to dalej, w Jego ramiona.
|
|
 |
mając przy sobie faceta, który stawia Cię na pierwszym miejscu, który byłby w stanie zabić za Ciebie - Ty oddajesz serce innemu. i choć to tak nieracjonalne, tak niemożliwe - staje się dla Ciebie wszystkim. każda rozmowa, ton Jego głosu są na wagę tlenu. a tamten wciąż Cię dotyka, całuje, co tylko Cię odrzuca, bo nie tej bliskości pragniesz. trwasz, bo pragniesz szczęścia osoby, która wniosła niegdyś w Twoje życie tak wiele piękna. trwasz, bo bez osoby, która jest wszystkim najważniejszym, nie zdołasz żyć.
|
|
 |
[2] - dlaczego uparcie szukałam innego faceta? czemu chodziłam z Nim w nasze miejsca, kupowaliśmy lody w tych samych budkach, co dawniej my? chciałam się nauczyć żyć wszędzie w normalny sposób, nie kojarzyć tego wszystkiego z Twoją osobą. całowałam inne usta, wciąż pamiętając smak Twoich. dotykałam innych dłoni tłumacząc sobie, że Twoje pasowały do moich podobnie, wcale nie lepiej. mówiłam, że kocham, choć w rzeczywistości nie miałam serca, bo zostawiłam je przy Tobie. - ostatnie słowa szeptałam na tyle cicho, że zaczęłam zastanawiać się czy je słyszał. - przykro mi... - wyjąkał tylko zagryzając dolną wargę. - nadal uważasz, ze sobie radzę? - zapytałam przyglądając Mu się i obserwując każdy ruch. wyciągnął ku mnie ramiona. - uważam, że radzisz sobie równie kiepsko, jak ja. i że tylko tracimy czas, zamiast coś, kurwa, naprawić. - oznajmił drżącym tonem. uniosłam kąciki ust ku górze czując jak rozerwana rana w mojej klatce piersiowej mimowolnie się zrasta.
|
|
 |
[1] wybuchnął śmiechem, który efektownie przecinał wszerz moje serce. - radzisz sobie. - oznajmił, a Jego nozdrza wciąż drgały od śmiechu. - pieprzyć. - syknęłam pod nosem zbliżając się do Niego. - widzisz to, co mam na twarzy? malowałam się kiedykolwiek?! - pokręcił głową podpierając rękoma boki. - z jakiegoś powodu od kiedy Cię nie ma, robię to. może mam zbyt podpuchnięte od płaczu oczy, może zbyt zaczerwienione policzki, może maskuję worki, które powstały po nieprzespanych nocach? - wybełkotałam na jednym oddechu. podciągnęłam rękaw i podsunęłam Mu swoją rękę przed twarz. - widzisz te blizny? czy kiedy trzymałeś dawniej mnie w ramionach, były? przecinały po całej szerokości moją skórę? może sobie nie radziłam?! może siedząc w kącie łazienki wąchając Twoją bluzę, której zapomniałeś ode mnie zabrać - zwyczajnie szukałam drogi, żeby się uwolnić? uwolnić od Ciebie, od tego, co czuję? - musnął opuszkami moje zabliźnione lekko rany, a uśmiech mimowolnie schodził z Jego twarzy.
|
|
|
|