Za daleko, aby rozpocząć nowe życie, za blisko, by kontynuować obecne. Wysuszone, zmęczone dłonie upadają tuż obok bukieciku stokrotek. Upada wilgotne spojrzenie, upada smutek z nadzieją. Biegnę do drzwi, by Cię wpuścić... Zapomniałam, że wybrałeś piąty z czterech kątów. Mija mnie strażnik niezupełnych przeświadczeń, jego chwiejny wzrok czepia się moich zmarzniętych uszu. Uwiesza się moich rzęs, które nie wabią już jak kiedyś. To mój ostatni wdech, możemy bawić się dalej. Duszę się i wołam o jedno wolne słowo, ściśnięta w pociągu wyznawców spuchniętych roczników. Gubię się w tej karuzeli zagadnień, zmęczony klaun zmywa makijaż i z powrotem jest włączony do społeczeństwa. Kiszki marsza grają, marsza pogrzebowego. Wspinam się po Twoich słowach do studni proroctw, szukam zaginionych płomyków historii. /Kasia Ł.
|