Wciąż często tam przychodzę. Odpalam znicz, siadam i odkładam na moment grzechy. Próbuję z nim rozmawiać, zaczynam swój nudny monolog, bo trudno jest nawiązać jakikolwiek kontakt z kimś, kto nie żyje. Póki był, nie widziałam w nim człowieka. Teraz stał się kimś w rodzaju pośrednikiem, między mną a mym własnym sumieniem. Nie zawsze jeszcze to ogarniam, nie dorosłam jeszcze do etapu akceptacji, bo chyba wciąż tkwię w zaprzeczaniu. "Będę Cię przepraszać i pokutować, ale i Ty musisz wybaczyć mi ten żal w oczach, tato, bo wielu słów nie wybaczę - taka już jestem." Słońce zachodzi, niebo szarzeje. Dotykam delikatnie pięścią zimną płytę jego grobu, rzucam obojętne "na razie", odwracam się i odchodzę. Sumienie mnie gryzie a oczy wypełniają się łzami. Pamiętam ten dzień, jak wtedy z Nią tu byłam, jak ocierała mi łzy z policzka, jak mocno przytuliła i obiecała, że mi pomoże. Obietnice zobowiązują, a ta była wyjątkowo trudna do realizacji.
|