|
cynamoon.moblo.pl
dzisiaj jestem nie do życia dzisiaj wszystko dookoła mnie irytuje dzisiaj do ataku wściekłości może doprowadzić mnie choćby najmniejszy okruszek leżący na mojej pod
|
|
|
dzisiaj jestem nie do życia, dzisiaj wszystko dookoła mnie irytuje, dzisiaj do ataku wściekłości może doprowadzić mnie choćby najmniejszy okruszek, leżący na mojej podłodze. dzisiaj nie mam siły na nic, dzisiaj nie chcę mi się nawet oddychać. dzisiaj zwyczajnie egzystuję w nadziei, że jutrzejszy dzień będzie lepszy.
|
|
|
dziwnie tak jakoś. pusto. niespełnione obietnice, zapomniane przysięgi, zerwane przyjaźnie. oglądam się za siebie i widzę jak wiele rzeczy, jak wiele ludzi, odeszło bezpowrotnie. co się stało ze słowem 'na zawsze'? co się stało z deklaracjami, że już zawsze, że nierozerwalnie? dziwnie tak, wiesz? bo mimo wszystko, gdzieś tam w zakamarkach duszy, nadal tkwią okruszki, które zostawili po sobie Ci rzekomi przyjaciele, gdzieś tam nadal jest ich cząstka, która na stałe wpisała się w mój życiorys.
|
|
|
nigdy się nie dowiesz jak wiele dla mnie znaczyłeś. wiesz dlaczego? bo nie zasługujesz na to choćby w minimalnym stopniu.
|
|
|
słyszę sygnał nadchodzącej wiadomości i z ożywieniem podbiegam do telefonu. przyspieszone serce momentalnie przystaje, gdy złudne nadzieje ulatują. to nie od niego, nie on pyta czy wszystko u mnie w porządku.
|
|
|
nienawidzę dni takich jak ten. nienawidzę, bo wiem jak to wszystko wygląda. zbliża się wieczór, robię sobie ulubioną herbatę, której zapach po chwili wypełnia pokój, siadam na łóżku i wsłuchując się w głos ulubionego rapera zaczynam kolejny sentymentalny spacer po zakamarkach mojej duszy. wszystko zaczyna mnie przytłaczać, nie umiem opanować emocji, które zawsze okazywały się nieposłuszne i zdradzieckie. czuję się samotna, czuję zimno, które wypełnia serce, czuję, że pomału zatracam się w sobie. wystukuję Twój numer na klawiaturze telefonu i po chwili zmazuję, bo wiem, że nie chciałbyś teraz usłyszeć mojego głosu. zmęczona przykładam głowę do poduszki i tworzę scenariusze, które nigdy nie ujrzą światła dziennego. nawet nie wiem kiedy zasypiam i na chwilę umieram, uwalniam się od poranionej duszy i tęsknoty panującej w sercu. tak właśnie będzie wyglądał dzisiejszy wieczór, dzisiejsza noc. tak właśnie skończę, gdy Ty daleko będziesz się bawił w najlepsze.
|
|
|
wyciągnął swoje stare rękawice bokserskie i uśmiechnął się znacząco. nie musiał dwa razy powtarzać, ochoczo założyłam je na dłonie, by po chwili zamęczyć biedaka serią ciosów. ramiona, klatka piersiowa, żebra, brzuch, i tak w kółko. zaskoczony siłą zaczął się osłaniać, stękać, że boli, że mam przestać, jednak ani mi się śniło rezygnować z tak cudownej zabawy. był moim kochanym workiem treningowym, który znosił wszystko. nie sądziłam natomiast, że będzie to aż tak męczące, ze po kilku minutach opadnę z sił. dysząc i sapiąc z triumfem oznajmiłam, że na razie to koniec walki, jednak bitwa nadal trwa. skąd mogłam wiedzieć, że po wypowiedzeniu tych słów zostanę powalona na łóżko i zamęczona serią łaskotek. pokój wypełnił się moim śmiechem, a serce miłością, która każdego dnia przybierała na sile
|
|
|
z perspektywy czasu, przeglądając dzień za dniem, miesiąc za miesiącem, rok za rokiem, widzę jak bardzo się zmieniłam, jak wielkie zmiany zaszły w moim życiu, choć na pozór wszystko jest takie samo. nie ma już we mnie tej małe dziewczynki, która ogromnymi ze zdziwienia oczami patrzyła na świat, myśląc, że wszystko jest do zdobycia, że marzenia można urzeczywistnić ot tak, po prostu. nie mam już zdrowego, silnego serca, które bije pewnie i miarowo. nie mam już pięknej duszy, która pomalutku obumierała z każdym moim upadkiem. wszystko zaczęło się burzyć niczym opuszczony dom, o którym lokatorzy już dawno zapomnieli. zrozumiałam, że muszę sobie radzić sama, że najbliżsi okazali się tak naprawdę obcymi ludźmi, że gdy polegnę, nikt nie wyciągnie pomocnej dłoni. uczyłam się na błędach, wyciągałam wnioski z każdej porażki, umacniałam się po każdej klęsce. na pozór silna dziewczyna, a w środku martwa imitacja człowieka.
|
|
|
znasz moje imię, znasz mój adres mailowy, znasz miejsca, do których często chodzę i drogi, którymi wracam do domu. myślisz, że poznałaś mnie w najmniejszym calu, a prawda jest taka dziewczynko, że nic o mnie nie wiesz. nie masz zielonego pojęcia dlaczego płaczę nocami, nie wiesz ile razy dostałam w twarz z ręki ojca, nie umiesz nawet wymienić trzech nawyków, które mam od dzieciństwa. chciałaś zrobić mi na złość, chciałaś sprawić, że poczuję się gorsza, że zacznę zadręczać się twoją opinią? wybacz, ale nie mam w zwyczaju przejmować się plotkami, które wymyśla głupiutka gówniara z kompleksem małego ego.
|
|
|
brakuje mi ich. brakuje mi docinek, dziecinnych żartów, śmiechu z byle powodu. brakuje mi obecności ich ciał i dźwięku ich głosów. brakuje mi bycia częścią nich, bycia zauważoną. brakuje mi ich tak cholernie mocno, ale nie przyznam się, nie pokażę, że kolejny raz zaczęło mi zależeć.
|
|
|
czasami mam wrażenie, że śnię, że to wszystko, to zwykła ułuda, fatamorgana, która niedługo pryśnie niczym mydlana bańka chroniąca przed rzeczywistością.
|
|
|
nie dopuszczam do siebie tej myśli, ale ona cały czas gdzieś jest, cały czas mnie uwiera. walka z nią jest naprawdę trudna, bo ta suka jest silna, momentami silniejsza ode mnie. dlaczego więc jednym słowem, jednym gestem, nie rozwiejesz moich wątpliwości? dlaczego pozwalasz bym moczyła policzki kaskadami łez, które spływają, gdy tylko jej osoba pojawia się na tapecie. niby przyjaźń, niby zwykła znajoma, ale czasami mam wrażenie jakby to ona była ważniejsza, jakby jej problemy i zmartwienia stały na szczycie Twojej listy. udowodnij mi w końcu, że jestem ważna, ze coś znaczę.nie widzisz, że powątpiewam, że tracę cierpliwość?
|
|
|
nocą opada zasłona, która osłania naszą duszę. stajemy nadzy przed prawdą, wrażliwi na ból, krusi i bezbronni. nocą nie ma żadnych barier, nocą pocałunki smakują lepiej, słowa nabierają większej mocy, ciało wyostrza się na każdy bodziec. nocą podstępne myśli wkradają się w zakamarki naszej podświadomości mącąc spokój, który i tak od dawna jest już zachwiany. nie pozwalają zasnąć, odbierają oddech, wywołują stan, którego tak panicznie się boimy. nocą wszystko wydaje się możliwe, by o świcie na nowo stać się nieosiągalnym. nocą, zamiast spać, analizujemy, gdybamy, tęsknimy. nocą umieramy na tysiąc sposobów.
|
|
|
|