pamiętam jeszcze, jak wtedy leżeliśmy na trawie. pusta połówka, schłodzonego wcześniej w jeziorze Bolsa, turlała się gdzieś po ścieżce. wpatrywałam się w gwiazdy, co chwilę śmiejąc się i wskazując na nie palcami. krzyczałam do nich, chyba coś, żeby nie spadały, albo nie uciekały w dół, do wody. kumpel siedział obok i pytał, czy przypadkiem Mnie nie pojebało. potem zarzucił pytaniem, co z kieliszkami. pamiętam, jak przez mgłę, że kazałam Mu je wrzucić do jeziora. później, przyjaciółka pozbierała wszystkie swoje rzeczy i biorąc Mnie pod rękę, ruszyła w stronę wyjścia. oboje dość zryte, szłyśmy ulicą co chwilę będąc straszone przez trąbki aut, porypanych kierowców. a kiedy już doszłyśmy i usiadłyśmy u Niej w ogrodzie, wszystko zaczęło wydawać się tak banalnie głupie i zarazem trudne. bo nigdy nie pomyślałabym, że ten świat, nawet po alkoholu, jest nie do przyjęcia. [ yezoo ]
|