'Tylko czy wtedy, gdy patrzyliśmy sobie w oczy (jak dawno to musiało być, bo dziś już nie pamiętam nawet, jaki kolor oczu ma ona), przed obliczem namalowanego nad ołtarzem Boga i tylu ludzi, rozumieliśmy w pełni sens wypowiadanych przez siebie słów, formuł bezmyślnie powtarzanych za księdzem? Czy docierał do naszych świadomości ogrom ich znaczeń? Czy znany była nam ich ciężar? Czy któreś z nas zastanowiło się choćby przez chwilę nad tym, co mówi lub słyszy? Nie. To było wiązanie się z obowiązku, nie z miłości prawdziwej i czystej. To było wikłanie się w postępujący rozkład obustronnego szczenięcego zauroczenia '
|