Po raz enty jestem w punkcie wyjścia.
Wypruwam z siebie resztki rozsądku, by w końcu zrozumieć,
że sens tego co robimy nie istnieje. Być może nigdy nie istniał...
W takim razie dlaczego nie umiemy wzajemnie się ignorować?
A najgorsze jest to, że wcale nie żałuję. Byłam szczęśliwa.
Chociaż przez chwilę, moment, jeden poranek.
I to nic, że teraz znów jest trudno, że łzy i zaciskanie warg.
Ta cała sytuacja i mój stosunek do niej
nigdy nie będą trzymały się racjonalnej kupy. Czas do tego przywyknąć.
Zataczamy błędne koła,
by po każdej jednej rundzie znów nie wyciągnąć żadnych wniosków.
Gdzieś w maju tego roku zgubiło to sens. Chyba nie warto go szukać...
|