 |
wolałam kłamać, że jesteś mi obojętny. bo ludzie na których nam zależy, odchodzą najszybciej.
|
|
 |
rzuciłeś mnie na łóżko, skrupulatnie całując moją szyję. Twoje ręcę badały każdy centymetr mojego ciała, a Twój oddech przesiąkał do cna rozkoszą. właśnie wtedy zrozumiałam, że kochasz moje ciało. tylko je. że dusza czuje się ewidentnie pominięta. żałuję, że się nie myliłam. żałuję, że kiedy doszłam do owego wniosku i chciałam po prostu wstać i wyjść, Ty mi na to nie pozwoliłeś. i dokończyłeś miłość. miłość względem mojego ciała. wbrew mojej duszy.
|
|
 |
z własnej inicjatywy tracisz kogoś kto był dla Ciebie wszystkim. udając przed samą sobą, że sobie bez niego poradzisz - zrywasz bo nie jest dość dobry. właśnie wtedy zaczynasz się dusić, jakby ktoś jednym przecięciem odciął Ci dopływ tlenu. właśnie wtedy na klatkę piersiową spada Ci gigantyczny głaz, a Ty nie wychodzisz z pokoju, łudząc się, że po za nim jeszcze dogłębniej będzie do Ciebie dochodzić, że jego już nie ma.
|
|
 |
pustka... jakaś dziwna pustka we mnie mieszka, wiesz? i mimo tego że mam Cię, ona tu mieszka, głęboko zakorzeniona. dziwna pustka trzyma się mnie ostatkiem sił, ale gdy zaczynam wątpić w Nas zupełnie, ona pazurami zaczepia o ścianki serca, i wyciska łzy, nigdy nie daje spokoju. Ta pustka to brak zrozumienia, niechęć do rozmów, to ten kryzys. Ta pustka to najgorsza tortura, to niewytłumaczalne uczucie coś jakby... samotność?
Ale nie jestem sama przecież, mam Ciebie, ale w sumie... nie mogę mówić że Cię mam, skoro znów brakuje Nam słów do rozmowy, to jest jednak pustka. Pustka po pierwszych przepełnionych szczęściem miesięcy Naszej wspólnej drogi, to ta dziura po pełnych słów rozmowach, po słowach brzmiących nie tylko - tak - nie - ok.
Nie chcę Cię tracić, ale czuję jak to coś Nas od siebie oddala. Odcina ostatnie nitki Naszego całego szczęścia. Ostatkiem sił teraz ja chcę się ratować, uciekać, nie myśleć... ale te pazury... to coś Nas zabija...
|
|
 |
Ani dzień dobry, ani spierdalaj, czyste chamstwo bez sztucznych barwników.
|
|
 |
i na co było nam to wszystko? bieganie za sobą, poświęcanie czasu, żeby później się liczyło, że się staraliśmy, że nam zależało. i tak po czasie się psuje, a my, nawzajem uświadamiamy sobie, że jednak daleko nam od ideału, za które uważaliśmy się na początku. że mimo wszystko, pomimo tylu starań - nie dogadamy się. nie dojdziemy do kompromisu. nawet miłość tutaj nie pomoże. ona też w końcu się skończy. wcale nie jest nieśmiertelna, ani wieczna. nic nie jest. a to tylko uczucie, bez najmniejszych szans na przetrwanie. tylko parę fajerwerków, między dwoma osobami, które po jakimś czasie, po natłoku raniących słów, niewypowiedzianych myśli po prostu gasną.
|
|
 |
to całe tresowanie mnie, korepetycje ze znieczulicy. uczenie, jak nie czuć. jak być wyrachowaną, bez krzty wzruszenia. tłumaczenie, że tak będzie mi łatwiej. jasne. wszystko po to, aby przygotować mnie do Twojego odejścia i kretyńskiego tłumaczenia, że nie potrafisz kochać. każdy potrafi, sukinsynu. tylko nie każdemu się chce.
|
|
 |
kolego mam na Ciebie ochotę jak na gorące kakao podczas upalnego lata, pojmij.
|
|
|
|