|
to samo wita rano - tylko brak tych chwil.
|
|
|
choć w Twoich słowach prawdy nie słyszałam, dzięki Tobie jestem tym, kim być chciałam.
|
|
|
i nie wróci już radość bycia razem bez słów.
|
|
|
zranione kamieniem serce, tłamszone poduszką.
|
|
|
trzymając powietrze w ręce, z ciszą na bezdechu.
|
|
|
niewidzialny cios kieruje serce me w urwisko.
|
|
|
koniec jest martwy i ulepiony ślepą pustką, skreślam wyrazy, ale nie wiem, czy nie jest za późno.
|
|
|
powietrze targa stronami, jak żagle na maszcie, skradając między słowami, dopytując o prawdę.
|
|
|
tyle mam pytań, nie wiem czy wystarczy kartek, uparcie sekundy płyną, świat chyba dzisiaj nie wstanie - w mroku pod pierzyną, opatulona w niepamięć.
|
|
|
odejdę wraz z nim, bez łez i bez krzyku, po cichu jak śmierć, która patrzy ze strychu, pisząc list do S, spojrzę ostatni raz w lustro, gnając myśli wstecz, lecz wszystko na próżno.
|
|
|
księżyc chyba płacze deszczem dzisiaj.
|
|
|
chciałabym coś napisać, tajemnica dławi serce, powietrze coś chyba skrywa, cisza trawi myśli mętlik.
|
|
|
|