 |
nawet patrzenie w lustro sprawia ból - wspomnienie Jego tęczówek, które niczym przerysowane miały ten sam wygląd, co moje. te same iskierki, odcień, to samo uczucie.
|
|
 |
wyłapywanie przyspieszeń Jego serca, wsłuchiwanie się w te niemożliwie chaotyczne arytmie tuż po kłótniach, wyszukiwanie charakterystycznego rytmu i uśmiech, kiedy na moje wyuzdane szepty zaczynało bić szybciej - dziś zastanawiam się czy jeszcze kiedykolwiek to usłyszę, czy te dźwięki istnieją gdzieś pośród głuchej melodii życia.
|
|
 |
- uśmiechnij się. - polecił muskając opuszką palca mój policzek. zagryzłam dolną wargę spuszczając wzrok. nie chciałam, żeby patrzył, nie tak wnikliwie obserwując każdą łzę napływającą do moich oczu. - nie wiedziałam gdzie jesteś. - wymamrotałam cicho zaciskając dłoń na Jego nadgarstku. - nie wiedziałam co się z Tobą dzieje, jak sobie radzisz i czy a nuż mnie nie potrzebujesz. czy wciąż palisz, czy grzejesz jak dawniej. nie wiedziałam nic... a wiłam się z bólu, co noc. niewiedza boli najbardziej... - skierowałam wolną rękę do tylnej kieszeni Jego jeansów i po kształtach rozpoznałam paczkę fajek. - wciąż palisz. - szepnęłam przełykając ślinę, żeby chwilę później znów spojrzeć w Jego źrenice. - i wciąż masz tamto spojrzenie. puste. - dodałam, i nie chcąc przedłużać tej chwili ukryłam twarz w Jego bluzie wtykając nos w zagłębienie obojczyka. - słyszę, jak bije Ci serce. przynajmniej wiem, że żyjesz. - mocniej zabiło Mu serce.
|
|
 |
uważam, że w życiu tak samo jak w tramwaju, obowiązuję jedna zasada: NIGDY NIE USTĘPUJ MIEJSCA SILNIEJSZYM OD CIEBIE. / 'mężczyzna z kodem kreskowym' autorstwa J. Oparek. ♥
|
|
 |
zarzekasz się, że nie wierzysz w cuda a na widok spadającej gwiazdy wypowiadasz najskrytrze marzenie z ogromną wiarą w to, że się spełni. mówisz, że nie jesteś przesądny a widząc czarnego kota przebiegającego Ci przez drogę,w duchu podświadomie przeklinasz go. ogłaszasz, że nie wierzysz w Boga, a gdy jest źle mimowolnie prosisz Go o pomoc. mówisz, że nie liczysz czasu a śpieszysz się na spotkanie. twierdzisz, że nic do mnie nie czujesz, ale nie potrafisz wykreślić mnie z życiorysu, z teraźniejszości. / nervella.
|
|
 |
wszystkie melanże razem, wspólne smażenie naleśników, wypijanie kubków przepełnionych kakao, picie za swoje zdrowie, kłótnie, którą część łóżka biorę ja, którą On, a następnie sprzeczki o kołdrę - nic takiego, a dawało mi świadomość, że jest przy mnie. dziś? kocha Ją. już nie całuje mnie w czoło na pożegnanie, i nie zapewnia, że jestem najważniejsza. finito. ogranicza nasze kontakty do kilkunastu minut rozmowy, nie pali się do spotkań. na lajcie, poznał kogoś, kto jest Jego oczkiem w głowie, a mi pozostaje cieszyć się Jego szczęściem - z tym, że cierpię. cierpię tak, jakbym utraciła cząstkę siebie. cząstkę, która miała być wieczna i na zawsze, jedną z najważniejszych.
|
|
 |
rutynowe wejście kumpeli po dzwonku i podsumowanie znajomego: sezon rozpoczęty.
|
|
 |
'zerrwiemy z Niej tą kiecę' podczas rozkminy o anglistce i bezcenny wzrok gościa od infy, który właśnie stał nad nami. patrząc na dzisiejszy dzień, zapowiada się wyjebany rok.
|
|
 |
jak zwykle zaspałam, wpadłam spóźniona na lekcje matematyki a tam tylko lekki uśmiech nauczycielki i ciche - Lila, Ty to jak zawsze. - miło, że przez wakacje nie odzwyczaili się od moich starych nawyków. / nervella.
|
|
 |
'ładny jesteś' - słowa nowej anglicy, Jego speszony wzrok i nieśmiałe 'dziękuję' - bezcenne. / nervella.
|
|
 |
pomimo zakończonych wakacji cieszę się, że tam wracam, cieszę się na myśl o klasówkach z angola podczas których pani miłosiernie toleruje nasze nadmierne ściąganie, cieszę się z powodu powrotu do starej, odrapanej ławki do której zasiadam na języku polskim, cieszę się wspólnymi przerwami i brakiem czasu na naukę podczas nich z powodu rzucania kaktusami. po prostu cholernie się stęskniłam - za ludźmi, za miejscem. / nervella.
|
|
|
|