 |
pyknięcie czajnika wyrwało mnie z zamyślenia. ocierając łzę przypadkowo znalezioną na policzku, wstałam od stołu. wszystko było nie tak - zdrętwiały łokieć od podtrzymywania głowy, papierowe zakończenie sznureczka od torebki herbaty, które przy zalewaniu jej wrzątkiem znalazło się w środku, kukułka wyskakująca z zegara o niewłaściwej godzinie. niebo lśniło miliardem małych punkcików, takie samo jak miesiąc, tydzień temu, takie samo jak w środę, wczoraj; jakby maskując paskudną pomyłkę dokonaną przez świat.
|
|
 |
proszę Mamo nie wchodź do mojego pokoju, bo nie chcę, żebyś przeze mnie umarła, dostając zawału, kiedy zobaczysz mój bałagan! / samowystarczalna
|
|
 |
uwielbiam patrzeć na telefon i widzieć na przykład godzinę 15:15 jak przed chwilą, cieszę się, że nie tylko ja o Nim myślę, uwielbiam mieć dzięki Jego osobie banana na twarzy. / samowystarczalna
|
|
 |
nie będę płakać, bo rozmaże mi się tusz, nie będę tęsknić, bo stracę chęć życia, po prostu usiądę i powspominam jak piękne były początki.
|
|
 |
bo tylko Ona ma prawo wiedzieć wszystko, tylko Ona wie dlaczego płaczę i z czego się śmieje, Ona potrafi wysłuchać, nic nie mówiąc - pocieszyć i zrozumieć, bo tylko kiedy Ona jest uśmiechnięta moja dusza jest szczęśliwa, tylko z Nią mogę pić i wiem, że nikomu nie powie tego, co ja powiem Jej, bo tylko Ona według mnie jest psychiczna i ja według Niej, bo jest jedną z niewielu osób, którym mogę zaufać, bo jest przyjaciółką - jednocześnie denerwującą i kochaną.. / samowystarczalna
|
|
 |
'nikt Cię do tego nie zmuszał, mi też nie zawsze z Tobą jest łatwo, wiesz ile ostatnio przeszłam, daj mi czas' wyjąkała ze łzami w oczach, myślała, że wyjdzie, że Ją zostawi nie zrobił tego, podszedł do Niej 'wiem, że nie jest najlepiej, bo każde z nas pokazuje swoją dumę, ale wszystko z czasem się ułoży wiem to, kocham Cię' zaczął. 'przypuszczam, że myślałaś, że Cię zostawie, nie mógłbym tego zrobić, przecież wiesz..' dokończył - tak dobrze wiedział co myśli w tym momencie - przytuliła się mocno do Jego klatki piersiowej, On mocno objął Ją ramieniem, jakby nie chciał Jej już nigdy wypuścić. / część 2 / samowystarczalna
|
|
 |
'Czasami nie ogarniam Twojego zachowania, Twojej upartości i innych spraw związanych z Twoją osobą' powiedział. Jego słowa nie zaskoczyły Jej, ani nie robiły na Niej jakiegoś specjalnego wrażenia. 'no cóż, ja też' odpowiedziała z obojętnością. 'powiedz mi, co myślisz o życiu?' zapytał. 'co myślę o świecie? jest popieprzony, Nasz kraj nie wiele lepszy, a ludzie myślą tylko o sobie' odpowiedziała z przekonaniem. 'no cóż' powiedział złośliwie. 'każdy jest inny, każdy jest sobą i każdy robi tak, żeby jemu było dobrze' powiedziała. 'jak mi by miało być dobrze i na rękę to nie mógłbym być z Tobą' mówiąc to, wiedział, że czeka ich długa rozmowa, bo te słowa zabolały nie tylko Ją, ale także i Jego. / część 1 / samowystarczalna
|
|
 |
daj się zrozumieć, daj sobie pomóc, a zrobię to... / samowystarczalna
|
|
 |
Wydoroślałam - widzę to. Nie interesują mnie już dziecinni chłopcy, serce oddałam jednemu. Dresy poszły na bok, przestały kręcić mnie bójki, obgadywanie innych, nie kręci mnie też już picie, palenie ani jaranie, przestałam wyżywać się na innych i krytykować ich za byle co, przestałam kłamać i czasem posłucham jakiejś rady. Zmieniłam się , a On po części mi w tym pomógł. / samowystarczalna
|
|
 |
przychodził - przychodził z czekoladą ukrytą za plecami, kiedy miałam zły humor, z miśkiem lub kwiatami, kiedy wypadało jakieś święto, choć zazwyczaj owe "święto" unaoczniał sobie sam, ze łzami w oczach, gdy sobie nagle, ni stąd ni zowąd, nie radził. karmił mnie swoim bólem, ja częstowałam Go wylewnymi zażaleniami na los. scałowywał moje cierpienia, obiecując, iż kiedyś wszystko stanie się proste i już nic nie stanie nam na przeszkodzie. marzył. opowiadał mi o przyszłości, o sobie i o mnie, i o naszych dzieciach, i o obiadach, które potulnie przygotuję - czego wizja za każdym razem kosztowała go przyjęciem uderzenia w żebro. i ten dzień. parny, letni poranek, ptaki rozpoczynające swoje arie, wspinające się słońce. Jego wargi, jak zwykle ułożone w uśmiech. i oczy, zamknięte oczy. zawsze opisywałam też oddech: ciężki, przyspieszony, gasnący, słaby. lecz Jego oddech już nie drażnił mojego policzka.
|
|
 |
druga w nocy. dym z papierosa nagle zamiast uspokajać, zaczął dusić. wódka paliła w gardło, zamierała w nim, zaciskała się na krtani. krzyczałam, lecz wciąż panowała grobowa cisza. nagle ten łoskot w piersi, nagle wspomnienia wypełzające z każdego kąta, zaklęte w każdym płatku kurzu, w każdym milimetrze sześciennym powietrza.
|
|
 |
- wyrzuć to, nie będę się powtarzał. - mruknął z gniewem, wiercąc mnie spojrzeniem na wylot. czekał, a ja jedynie zaśmiałam Mu się w twarz. - chcę nabyć tego cholernego raka płuc. chcę, choć ten jeden raz, być taka jak reszta, nie wyróżniać się. na coś trzeba umrzeć, nie? a ja bardzo, bardzo nie chcę, żeby po mojej śmierci wspominali: "ta, która umarła z miłości", bo dla mnie to raczej: "umarła przez Ciebie". - zaciągnęłam się podczas, kiedy mruknął coś o tym, że bredzę. - nie mogą kojarzyć mnie z Tobą. niech kojarzą mnie z tym rakiem, z fajkami i zdemoralizowaniem, bluzgami i wyparzonym językiem. byle nie z Tobą. nie z człowiekiem przez którego nie warto, wręcz nie wolno umierać, a który zrobił wszystko, by nie było najmniejszego sensu, aby żyć. skutecznie.
|
|
|
|