 |
|
przyjaźń straciła swoją wartość z chwilą, gdy wszyscy odeszli, a ty musiałaś nauczyć się żyć w samotności, zalewając poduszkę łzami, zagryzając zęby na pięści, aby nikt nie słyszał twojego krzyku.
|
|
 |
|
Boli mnie to, że wszyscy mają mnie w dupie. Ale to życie, nie jest łatwo. Brnie się nawet w największe błoto, bo trzeba. Musisz iść nie zważając na nic, bo będą nowi ludzie. Być może lepsi. Może Ci tu i teraz nigdy nie mieli zostać?
|
|
 |
|
I co? Siedzę w pokoju zapłakana zwijam się na łóżku, oblewam łzami resztki mojego życia tyle namieszałam tyle błędów popełniłam i w sumie sama sobie jestem winna. Moja bezsilność, moje lenistwo, mój strach powstrzymuję mnie przed krokiem w przód. Najbardziej boli to iż tracę ludzi na których mi najbardziej zależy.
|
|
 |
|
To tylko ja, ten malo znaczacy czlowieczek, ktory kiepsko radzi sobie z zyciem, a mimo to idzie do przodu..
|
|
 |
|
Nie chcę kłótni, chcę jeszcze wiele z Tobą przeżyć. Nie wyobrażam sobie, że miało by nas nie być.
|
|
 |
|
siedzieliśmy razem na dachu przez noc, która wydawała się wiecznością. brakowało nam tchu podczas rozmowy, tak byliśmy nienapojeni sobą nawzajem. nazywałam gwiazdy Twoim imieniem a Ty nieudolnie brałeś mnie na barana, żeby ułatwić mi ich dotknięcie i sprawić, żebym była bliżej nieba, które zawsze starałeś mi się uchylić. Ty tego nie potrzebowałeś, twierdząc że to ja jestem Twoim niebem. teraz siedzę tu sama. znowu nie mogę złapać oddechu, ale nie jest to spowodowane nadmiarem słów. najbardziej bolesne jest to, że nie mogę spojrzeć w niebo. nawet nie wiesz jakie trapiące jest siedzenie z zamkniętymi oczami. przecież obiecałam sobie, że już więcej na Ciebie nie spojrzę. przecież w każdej z tych pieprzonych gwiazd jesteś Ty.
|
|
 |
|
kocham skurwysynów, którzy potrafią wylać wiadro wody na moją jedyną odpaloną zapałkę, którą nieusilnie starałam się wskrzesić przez tak długi okres czasu po czym mają problem, że zgasła.
|
|
 |
|
kiedyś najlepiej nam się rozmawiało milcząc. teraz milczymy bo najgorzej jest nam rozmawiać.
|
|
 |
|
mogę pomagać ludziom, mówić im co mają robić, cierpieć razem z nimi, gdzieś w środku czuć ich ból, tęsknotę, żałobę czy co tam jeszcze im dolega, mogę wycierać ich łzy, o każdej porze, mogę odbierać telefon o północy, z zapłakaną osobą po drugiej stronie, dławiącą się płaczem i krzyczącą, że nie potrafi już żyć, mogę kurwa pomagać, zawsze ale kto pomaga mi, gdy siedzę nocami z kubkiem gorącej herbaty na zimnym parapecie, czując swój oddech odbijający się od błyszczącej szyby, kto trzyma moje dłonie, gdy dygocą kolejnych kilka nocy, z braku miłości i poczucia bezpieczeństwa? dlaczego wtedy nie ma nikogo, kto objąłby mnie i powiedział 'uspokój się'? no gdzie do jasnej cholery podziali się wszyscy? czemu nie ma już nikogo równie gorzko płaczącego jak ja? nie, nie oczekuję czegoś w zamian, bo moja dobra wola nie na tym polega, ale ja też płaczę i cierpię, czasem bardziej od ciebie, ale życie nauczyło mnie kłamać, zakładać maskę, nigdy nie czuj tego co ja codziennie, bo umrzesz od razu.
|
|
 |
|
i jeszcze żyję, mimo, że tak bardzo boli.
|
|
 |
|
chyba umieram. po raz kolejny dopuściłam, żeby moje serce łamało się na wszystkie części, jestem tak naiwna i głupia, tak bardzo łatwowierna i potrafiąca kochać, ufać i wierzyć, po co? wszyscy mnie niszczą swoimi słowami i fałszywością, kłamstwem, które słyszę codziennie, wierzę w nie, przecież kocham, tak? śmieszne, jestem bo pomagam, bo słucham jak ludzie mi o sobie opowiadają, bo umiem ich wesprzeć a w zamian dostaję po raz kolejny po dupie, ja pierdole, nienawidzę was wszystkich.
|
|
 |
|
nigdy nie czułam smutku i nienawiści, nie płakałam, gdy mówiłeś 'żegnaj', nie tęskniłam po nocach i nie szukałam w gwiazdach twojego imienia, tego dnia było inaczej, czułam jak łamie się moje serce, nie panowałam na sobą, krzyczałam i tęskniłam a Ty byłeś wszędzie, w każdej najmniejszej cząstce świata, błagałam 'wróć' a przy każdym słyszanym 'żegnaj' uciekałam w kąt złego świata robiąc sobie krzywdę, cierpiąc i tęskniąc jeszcze bardziej, chyba byłam zakochana..
|
|
|
|