 |
lecz czasem trzeba pojąć, że, choć było miło, to się skończyło.
|
|
 |
bo znowu nie wiesz, czy to porażka, czy sukces, że noc po nocy odwlekacie egzekucję tego, co nie ma sensu i wkrótce zginie.
|
|
 |
rano znów podziękujesz za ten koszmar Bogu, lecz dalej będziesz czekał aż los da powód.
|
|
 |
sny spierdoliły spod powiek już dawno, może odpowiesz sobie sam, co je skradło.
|
|
 |
wiesz tylko, że jest ci nie w smak, a złością zatruwasz co dzień najbliższych sobie.
|
|
 |
spać, jutro wstać i znów to samo, codziennie zabija cię ten monotonny amok, nie wiesz czemu nazwano go normalnością.
|
|
 |
trudno zmusić serce by biło głosniej.
|
|
 |
gubiąc samotność i niech będzie zazdrosna, chodź zapukamy dzisiaj od tak w tęczy okna.
|
|
 |
otwieram oczy, aby przerwać ten marazm, a rzeczywistość budzi mnie swym czułym spierdalaj
|
|
 |
mogłabym rozliczyć każdego z was za gwałt na emocjach, albo obrócić to w żart i ukryć rozpacz.
|
|
 |
nie muszę mieć tego respektu od ciebie.
|
|
 |
idę swoją drogą, na swój sposób, słowo po słowie.
|
|
|
|