 |
|
algorytmu potęgi serwery serwują serpentyny snów
|
|
 |
|
słowa bez emocji wyrazu, bez wyrazu twarzy zaczynają parzyć, drażnić, ważyć
więcej niż mogą znaczyć, oto nafaszerowane prostotą jak nigdy dotąd
|
|
 |
|
trwają te dni, kiedy od początku usłyszałem serce, które dał mi bit,
wtedy nie wiedziałem, jeszcze nie myślałem,
że chce we mnie żyć
|
|
 |
|
młodzieńczy hip hop z czasów wódki, blanta kontra zajawka kompakt - życiowa szansa,
wracam do czasów, gdy grały pierwsze bębny, które żyją w nas nadal możesz być pewny
|
|
 |
|
ja płynę, przepraszam cię, puszczam z dymem
|
|
 |
|
weź rusz dupsko! na każdym rogu czai się okazja
jakich mnóstwo, by z godnością patrzeć w lustro
|
|
 |
|
co rano każą nam wstać, umyć twarz przed lustrem
potem nakleić na nią uśmiech
|
|
 |
|
ej, w swej głowie nosisz kosmos, człowieku
możesz wszystko osiągnąć, gdy chcesz nie ma reguł
|
|
 |
|
im więcej rzeczy dotykają zmiany
tym więcej z nich zostaje takich samych
|
|
 |
|
rap, głośniki, moja podróż po pętli,
pamiętam to jak dziś, gdy piszę nie muszę tęsknić
|
|
 |
|
nie chcę tęsknić za tym co utracone
|
|
 |
|
to był najgorszy dzień mojego życia,
i pierwszy krok do dorosłości wiem że to słychać
|
|
|
|