 |
Bo gdybym słuchała ludzi, gdybym wierzyła ich dobrym intencjom i radom, teraz pewnie dawno spałabym zagrzebana w kołdrze. Gdybym faktycznie zastosowała się do tego idealnego obrazu postępowania, ustalonego sposobu na życie, obudziłabym się dopiero nad ranem, zjadła śniadanie, obejrzała film czy cokolwiek. Nie byłoby picia, zarywania nocy i demoralizacji pod innymi postaciami. I zapewne, gdzieś z tym obrazem, uznałabym życie za proste. Bo stosujesz się do zasad i oczekujesz szczęścia, ale ni chuja, jeśli chodzi o rzeczywistość. Kopnie Cię w dupę, podłoży setki kłód pod nogi, ale masz gdzieś ten rap w głośnikach i masz ludzi na których możesz liczyć zawsze.
|
|
 |
Duszę się tymi problemami, myślami oraz tęsknotą za ludźmi, którzy dla mnie już nie istnieją. Przestałam istnieć w świecie, gdzie fałszywość grała główną rolę, a zdrada była jej dublerem. Odeszłam z miejsc, gdzie kłamstwa były codziennością. Nie chciałam i nie chcę mieć już nic wspólnego z tym wszystkim. Zwyczajnie, przerosło mnie życie wśród oszustów. Ludzie potrafili mnie wykorzystać z tamtego otoczenia, ale nie zdawali sobie sprawy, że mam głowę na karku, a oczy wokół głowy. Nie byłam na nic ślepa, widziałam, jak ranili innych. Ja nie nadawałam się do tego świata. Wolałam odejść i rzucić to wszystko w niepamięć, aniżeli ranić mi najbliższych i zabijać swoje wnętrze, które i tak jest rozsypane na cząsteczki.
|
|
 |
Nie potrafię już tak żyć. Dlaczego mam ciągle oszukiwać siebie i innych, że wszystko jest dobrze skoro tak naprawdę jest źle? Dlaczego mam grać, że moja twarz wyraża piękny uśmiech, kiedy serce wręcz gotuje się z bólu i rozpaczy? Skąd mam brać do tego wszystkiego siły, kiedy ledwo oddycham w tym świecie, wśród materialnych rzeczy oraz przewagi fałszywości i kłamstw? Może ktoś mi to powie skąd mam brać na to siły, skoro pomimo tego, że żyję, jakoś się utrzymuję na powierzchni to i tak jestem krytykowana, że źle robię?
|
|
 |
nie traktuj mnie w ten sposób. nie chcę być przyjaciółką w doskoku, gdy ty uznasz, że to właśnie najlepsza pora na to. nie chcę również, abyś był przyjacielem na zawołanie, bądź wtedy, gdy uznasz to za stosowne. chcę jedynie, abyś był codziennie, abyś nie udawał, że coś robisz specjalnie lub pod przymusem, ponieważ to zdecydowanie boli bardziej niż przypuszczasz. a jezeli nie jesteś w stanie spełnić mojej prośby, która naprawdę nie jest wielka to chociaż spróbuj mi zaoszczędzić bólu i nie rań tak, jak to robisz teraz. uwierz, mniej będzie boleć, bo przyzwyczaiłeś mnie już dawno do swojej nieobecności.
|
|
 |
Teraz patrz na tamtą dziewczynę - tą z fotografii, w kucyku z tyłu głowy, nieśmiałym uśmiechem i świadectwem z czerwonym paskiem w ręku. Tą, która pojawiała się w Twoim życiu w zestawieniu z zakładami, którą rozkochałeś w sobie i zrobiłeś wszystko, by nie potrafiła być z Tobą, by ją to zabijało. Patrz. To ta sama, która teraz pewnie przechyla butelkę z winem, a potem, dając Ci ogromnego buziaka, podgryza Twoje wargi. Zapełniła Ci życie, ziomek.
|
|
 |
Zawsze mogłeś znikać na dzień, dwa, tydzień, miesiąc. Mogło Ciebie nie być przy mnie nawet kilka, pieprzonych miesięcy, kiedy traciłeś wszelaką łączność z rzeczywistością. Kontakt równy zero, żadnych wieści, żadnych wiadomości, nie mówiąc o jakiejkolwiek bliskości z Twojej strony. Kolejne dziesiątki dni, kiedy nie wiedziałam nic, skończywszy na tym, czy w ogóle żyjesz. Ale wracałeś. Zawsze podświadomie wiedziałeś, gdzie wrócić, gdzie jestem ja, nawet jeśli próbowałam tę paranoję przerwać, uciec, zniknąć, licząc na Ciebie - że zapomnisz lub odpuścisz, cokolwiek. Wracałeś. I były łzy, cholera, zawsze były łzy, to taka wizytówka tych naszych spotkań. Powrotów. W tych łzach lądowaliśmy w łóżku na kolejne tygodnie. Z winem. Na pożegnanie. Kolejne, nie mam pojęcia które. Przestałam liczyć, rachuba upadła szybciej niż przy czystej.
|
|
 |
Nienawidzę Cię. Wiem, że powtarzam to zbyt często, ale taka jest prawda. Chcę, abyś raz na zawsze zniknął z mojego życia. Opętałeś sobą moje myśli, a to nie pozwala mi normalnie funkcjonować. Co noc mam Cię przed oczami, a nie chcę tego. Zrozum, że to wszystko mnie męczy. Potrzebuję spokoju od Ciebie. Ranisz mnie i jednocześnie powoli zabijasz swoją obecnością i istnieniem. Już nie potrafię tak dłużej żyć. Za bardzo mnie zniszczyłeś swoimi wiecznymi kłamstwami, które doprowadziły do masowego zabicia najmniejszych cząstek uczuć, które w sobie posiadałam. Nie chcę Cię już znać. Nie chcę, abyś do mnie pisał, dzwonił, abyś mnie odwiedza... Przestajesz dla mnie istnieć. Chcę o Tobie zapomnieć i zrobię to. Nie pozwolę, abyś wciąż mnie niszczył. Dość już tego.
|
|
 |
po twoim odejściu nastąpiło tak wiele zmian. wszystko się popieprzyło, niektóre rzeczy, wręcz mnie zniszczyły. moje serce zostało zranione do tego stopnia, że nie potrafię już więcej nikogo pokochać. nie chcę nawet myśleć o nowych związkach, bo wiem czym to może się skończyć. wręcz uciekam od zaangażowania, ale jednocześnie szukam czegoś nowego, co pozwoli mi zacząć bawić się życiem. jednak nie jest łatwo, gdy przeszłość wciąż się za mną ciągnie. twoja nieobecność sprawia, że wyniszczam swój organizm. myślami ciągle jestem przy tobie, lecz ty tego nie czujesz. nie widzisz, nie słyszysz...nie wiesz, ile byłabym w stanie oddać, aby raz jeszcze cię usłyszeć...aczkolwiek z drugiej strony nie wiem, czy z moich ust nie padłoby za dużo niechcianych słów. zmieniłam się przez ciebie i to przez ciebie dziś cierpię. nie chcę, abyś był już obecny przy mnie, ale oszukuję siebie każdego dnia. przecież cię potrzebuję, a tak bardzo nienawidzę. stworzyłam przez ciebie paradoks uczuć?
|
|
 |
definitywnie kończę z tobą. kończę to co kiedyś nas łączyło, a zaś dziś już tylko dzieli. mam dość tych kłamstw, które ciągle płyną z twojej strony. mam również dość tego, że przez ciebie niszczę sobie życie. ty nic nie widzisz i nie słyszysz, bo tak naprawdę tego nie chcesz. udajesz, że jesteś zawsze przy mnie, ale kiedy coś się naprawdę dzieje, to nie można na ciebie liczyć. stałeś się obojętny na wiele spraw. porzuciłeś to co kochasz, złamałeś tak wiele różnych obietnic tylko po to, aby dowartościować się kosztem innych ludzi. nie widzisz, że ktoś cierpi przez twoje zachowanie. ty widzisz wyłącznie swoje potrzeby.
|
|
 |
Proszę, pozwól mi żyć. Nie niszcz mnie kolejnymi kłamstwami. Nie pojawiaj się więcej w moim życiu. Nie niszcz tego spokoju, którego w końcu zaznałam. Zrozum, ja chcę normalnie żyć, stąpać po ziemi i wiedzieć, że wszystko co robię jest dobre... Chcę uczyć się wszystkiego od nowa, nie chcę ponownie powracać do przeszłości. Nie chcę marzyć o tym co by było, gdyby... Nie chcę Ciebie w mojej pamięci. Zniknij z Niej, nie powracaj więcej, proszę.
|
|
 |
Jak mam iść do przodu, aby nie bać się o przyszłość? Jak mam nie myśleć o tym co będzie, kiedy moja głowa przepełniona jest wieczną pustką, strachem, obojętnością i nienawiścią? Jak mam starać się odpędzać od siebie strach, kiedy niektóre sytuacje stają się silniejsze ode mnie, a ciało samo zaczyna mną władać? Jak mam pozbyć się wspomnień z przeszłości, które wpływają w znacznym stopniu na moją teraźniejszość? Jak mam odciąć się od tego wszystkiego i zacząć żyć od nowa, gdzie będę mogła zacząć ufać ludziom, wierzyć w ich słowa i zapewnienia, kiedy nadchodzą chwilę, gdy zwątpienie jest silniejsze od mojej odwagi? No, jak mam żyć, kiedy nie jestem w stanie dać kolejnego kroku do przodu, a w zamian za to po raz kolejny robię trzy duże kroki do tyłu? Może mi wytłumaczysz, jaka jest recepta na przełamanie swojego strachu?
|
|
|
|