 |
1) siedzimy wszyscy razem, tam gdzie zawsze. każdy z nich już dostał swoją porcję szczęścia, a ja szczelnie owinięty, trzymam w dłoniach ostatni kawałek, ostatnią nadzieję, że jednak się zjawi. "on nie przyjdzie" "skąd wiesz? przecież mówił, że później wbije, że postara się, że..." "słuchaj, nie zrozum tego źle, ale on zawsze tak mówi" gorąca łza zaczyna spływać po zimnym policzku, staram się ją wytrzeć rękawem najszybciej jak potrafię, tak aby jej nie zauważyli.oddaję im pudełko i obserwuję jak znika to co chroniłam przez ostatnie pół godziny. nie dbam już o nic, znów się zatracam. nie ważne, że mieszam, muszę się uspokoić, nie mogę dopuścić do siebie tych wszystkich emocji. i nagle, widzę jego uśmiech zza szyby samochodu. "to on?" słyszę ich ciągłe pytania, a ja wiem, jestem na sto procent pewna, że to właśnie on podjechał. wysiada i idzie w moim kierunku. "co jemy? gdzie moja porcja?"
|
|
 |
Kiedy noc płaczę deszczem, a krople jej słonych łez rozmywają się po szybie kreuje z nich obraz naszych ściśniętych dłoni. Palce splątane węzłem miłości. Nerwy, paliczki stają się wspólne, łączą się. Dokładnie rysuję je połączone bo nawet milimetr osobno może rozpruć całość, a wtedy wszystko runie tak po prostu. Z kolejnych kropelek dorysowuje nasze postacie blisko siebie by nie mogła powstać między Nami przepaść, by nie wciągnęła Nas i roztrzaskała na dno. Na sam koniec uzmysłowię sobie, że to tylko deszcz i znajdę go również na swoich policzkach. Znowu jestem jak sklepienie niebieskie późną porą; mroczny, cichy, daleko od wszystkich, zapłakany, pusty, sam.
|
|
 |
|
Już raz to się wydarzyło. Nie..nie wydaje mi się. Pamiętam dokładnie,że przechodziłam przez to samo. Wtedy też byłam absolutnie najbardziej szczęśliwa na świecie,a po jakimś czasie stałam się imitacją człowieka. Skórą i kośćmi. Jedynie one symbolizowały przynależność do rasy ludzkiej.Ktoś swobodnie mógłby wziąć mnie za ducha. Tak bardzo odbiegałam od obrazu normalnego człowieka.Byłam nieszczęśliwa. I każda cząstka mnie głośno to oznajmiała. Zupełnie jak dziś nie umiałam wykrzesać z siebie radości.Znaleźć powód do przetrwania. Będę znów motać się pomiędzy ogromnym pragnieniem życia, a zbyt małym nakładem sił do egzystowania. Po raz kolejny muszę odnaleźć kogoś kto mi pokaże jak należy walczyć. Kto napędzi znów cały mechanizm mojego serca. A potem opuści mnie bym mogła poszukać następnego wybawcy. I tak powstaje błędne koło/hoyden
|
|
 |
i za każdym razem, zaczyna się cudownie. uśmiecham się swoim najlepszym uśmiechem, gdybym mogła, z radości doskoczyłabym aż do samych chmur. i rozmawiamy, jedną godzinę, drugą, piątą, albo i dwunastą, bez przerwy, zawsze z jakimś tematem kończącym się jednoznaczną puentą. i jest tak, oh, cudownie! a myśl, że już za kilka dni się spotkamy, dodaje mi sił aby rano wstać z łóżka. ale zawsze gdy odchodzi, gdy znowu coś źle zrobiłam lub powiedziałam, gdy znowu przez pewien czas panuje między nami cisza, gdy znowu rzeczywistość uderza mnie z całej siły, wątpię. w jego intencje, w jego obecność, po prostu wątpię w niego. bo przecież póki co mieliśmy sobie odpuścić, no tak, ok. a teraz spróbuj to powiedzieć tam głębiej, temu głupiemu sercu, które znowu, lekkomyślnie i naiwnie, bije mocniej niż normalnie.
|
|
 |
naprawdę, nie widzisz tego? kurwa, ranisz mnie. ranisz każdym słowem, każdym gestem, każdą reakcją na moją obecność. a ja stoję przed tobą, chwytam twoją dłoń i błagam, nie rób tego. patrzę ci prosto w oczy. możesz zobaczyć jak do moich zaczynają napływać łzy. puszczasz mnie, a ja uciekam. biegnę jak najdalej od ciebie. siadam na krawężniku i krzycząc wbijam wszystkie paznokcie w łydki. miałeś mnie chronić przed takimi sytuacjami. miałeś zabić każdego, kto zrobiłby mi chociaż najmniejszą krzywdę. czy naprawdę jesteś gotów na samobójstwo? bo obiecałeś, że zawsze, na zawsze będziesz robił wszystko aby uśmiech nie schodził z mojej twarzy. a ja widzę jak ona na ciebie patrzysz, jak ty na nią patrzysz i umieram i to chyba już mój koniec.
|
|
 |
|
Chcę się z Tobą spotykać. Chcę jak kiedyś spędzać z Tobą wieczory na długich spacerach i jeszcze dłuższych rozmowach, na patrzeniu sobie w oczy i odnajdywaniu magii. Chcę mieć z Tobą romans. Chcę spędzać z Tobą upojne noce, kiedy to będziesz mnie rozbierał najpierw wzrokiem, a później rękoma. Chcę być Twoją ukochaną dziewczyną. Chcę sprawić, że oszalejesz i będziesz pragnął tylko mnie. Chcę być Twoją narzeczoną – właśnie tą kobietą, która będzie tą jedną jedyną, najważniejszą. Chcę być Twoją żoną. Chcę nosić Twoje nazwisko i być Twoim dopełnieniem. Chcę mieć z Tobą dzieci, najpiękniejsze istotki, które byłyby najwspanialszym owocem naszej miłości. Chcę być przy Tobie, z Tobą, obok Ciebie, już na zawsze. Po prostu chcę Ciebie, bo to Ciebie kocham. / napisana
|
|
 |
naprawdę, wierzę że przyjdzie jeszcze taki dzień, kiedy usiądziemy razem tam gdzie zawsze i przeklinając mróz otworzymy piwa i przez dobre kilka godzin, bez przerwy na oddech, nie będziemy mogli przestać nadawać. wierzę w to każdego dnia, mimo że ponoć nadzieja jest matką głupich, tak słyszałam. czyli jestem głupcem?
|
|
 |
2) mogłabym powiedzieć mu to wszystko, dokładnie teraz, zbudzić go, chociaż dopiero co zasnął i wszystko wyznać. pewnie ucieszyłby słysząc mój głos, ale abym nie czuła się zbyt pewnie powiedziałby coś w stylu "noc jest od spania kocie, nikt cię tego nie nauczył?" i śmiejąc się do telefonu, słuchał jak nieudolnie próbuję mu się odgryźć. ale boję się. jest dla mnie zbyt ważny, abym mogła go stracić przez taką błahostkę.
|
|
 |
1) mogłabym nawet teraz zadzwonić do niego i powiedzieć wszystko co do niego czuję. opowiedzieć o tym, jak z utęsknieniem czekam za weekendem aby móc się z nim spotkać, móc zobaczyć go chociaż na chwilę. jak bardzo muszę się powstrzymywać przed rzuceniem mu się w ramiona kiedy siedzimy wszyscy razem. mogłabym dać mu do zrozumienia wszystkie aluzje, których on wciąż nie rozumie. dokładnie opisać każdy sen, z nim w roli głównej. jak czuję się podczas każdej rozmowy. jak bolą kłótnie, a śmieszą te udawane sprzeczki. jak bardzo boję się kiedy panuje między nami cisza, kiedy znów się o coś obraża i mówi słowa, które bolą bardziej niż pchnięcia nożem. jak uwielbiam z nim tańczyć w środku nocy albo śpiewać wspólnie ulubione piosenki albo dlaczego tak mi się cieszy mordka kiedy odprowadza mnie do domu albo jak ważna się czuję, kiedy opowiada mi o swoich problemach i jak bardzo boję się tego co będzie.
|
|
 |
to nie jest tak, że zapomniałam o nim, że to wszystko co było między nami przestało mieć dla mnie znaczenie. ja po prostu nie mam już siły. każdego dnia tęsknię za nim tak samo mocno jak te dwa miesiące temu. ale dzisiaj już nie płaczę, nie tyle. nie spędzam każdej samotnej chwili i nocy na rozpamiętywaniu tego co było. nie upijam się do nieprzytomności, aby chociaż przez moment nie myśleć o nim. ale to wciąż boli. wciąż mam w sobie ranę, która widząc jego obojętność, każdego dnia krwawi na nowo. nauczyłam się zaciskać pięści, powstrzymywać łzy, zagryzać język, tak aby nikt nic nie widział. o wiele łatwiej jest udawać wobec niego nienawiść, niż pokazać jak bardzo słaba jestem.
|
|
|
|