 |
brakuje mi dosłownie wszystkiego z tamtych tygodni witających pierwsze wiosenne promienie. brakuje mi Ciebie ocierającego się o moje ciało podczas spacerów, rozmów tak zdrowo pokręconych, słów na które reagowaliśmy momentalnie głośnym i zgranym śmiechem. brakuje mi mojego beztroskiego podbiegania do Ciebie, wskakiwania Ci na plecy zaplatając swoje nogi wokół Twoich bioder. brakuje Twojego zapachu unoszącego się wszędzie wokół, ciepła oddechu, który spowijał moją brodę, gdy z wolna zbliżałeś swoje wargi do moich. cholera, brakuje Ciebie, szczęścia, nas.
|
|
 |
pamiętam ten ciężki etap, kiedy nauczyciele jechali Go dosłownie o wszystko szukając pretekstu, żeby wywalić Go z tej szkoły. z miejscem zamieszkania było podobnie - wybijane szyby przez tutejszych mieszkańców, kradzione sprzęty. zapytałam wtedy jak to do cholery znosi i czemu mimo wszystko nie poprosi rodziców o wyniesienie się stąd. odpowiedział, że robi to tylko dla mnie, i bez względu na innych Jego miejsce zawsze będzie przy moim boku.
|
|
 |
czerwiec, kiedy rozpakowujesz książki po szkole dopiero następnego dnia pakując następne i mając totalnie wylane na odrobienie pracy domowej, o ile taka a nuż, gdzieś się wcisnęła. kiedy przy łóżku zamiast dziesiątek notatek i kilku podręczników leży skromna sterta tomów autorstwa Twoich ulubionych pisarzy. kiedy nie martwisz się w sumie o nic, żyjesz tylko śmiechem, ruchem i litrami wypijanej dziennie wody. bez Niego.
|
|
 |
generalnie rachunki między nami się wyrównały. On rozgościł się w mojej głowie, a ja rozpakowałam manatki w Jego sercu.
|
|
 |
cofnąć czas o raptem pół roku i pijąc gorącą latte przy dobrej książce jednego z sobotnich wieczorów, niby przypadkiem przed odczytaniem wiadomości od Niego - usunąć ją. usunąć każde zdanie w którym nie było mnie i Niego, a my. każde, które ociekało natłokiem uczuć wypływających wprost z Jego serca. uczuć, których na dobrą sprawę nie potrafiłam odwzajemnić, a na pozór piękne, zniszczyły wszystko.
|
|
 |
mam swoje teorie. założenie, że jeżeli coś nie udało się raz nie ma sensu próbować, bo nie uda się kolejny. burzysz ten schemat. przechodzisz obok zderzając się swoim ramieniem o moje, mierzysz mnie spojrzeniem, które w jednej chwili ociepla moje serducho, a kiedy równocześnie posyłamy sobie najcudowniejszy z uśmiechów jakie mamy w swoich pakietach, wiem jedno - naszego końca jeszcze nie było.
|
|
 |
wystarczył ten jeden ruch, niewłaściwy, nieprzemyślany. odpowiedź na Jego spontaniczność, którą dotychczas tak sobie ceniłam, słowo na które potrafiłam zareagować jedynie w ten, a nie inny sposób. ucieczka? mów mi 'mistrzu'.
|
|
 |
mimo tego co mi zrobił, mimo słów które zraniły mnie dużo bardziej, niż czyny, mimo milczenia, którym tak często mnie karmił, mimo unikania i wyrywania innych lasek, kiedy byliśmy tak blisko - kurwa, brakuje mi Go.
|
|
 |
nie boję się, że nie dostanę odpowiedzi, że na mnie zleje, lub ewentualnie wyłączy się. nie napiszę, bo zwyczajnie nie wiem jak zacząć, co Mu napisać, jak rozpocząć tą rozmowę na neutralnym gruncie po tym wszystkim co się między nami wydarzyło.
|
|
 |
i generalnie to nasze wargi całkiem przyzwoicie się ze sobą komponują.
|
|
 |
generalnie każdy uważa, że powinien się zmienić, chociażby dla mnie, dla siebie, dla nas. motywują Go powtarzając, że tak będzie lepiej dla wszystkich, a ja błagalnie szepczę, żeby pozostał taki jaki jest, bezczelny, arogancki, pewny siebie. pokochałam Go skurwielem, kocham i będę kochać pod tą, nie inną, postacią.
|
|
 |
kartki w pamiętniku wciąż są pofalowane od nadmiaru moich łez, włókna poduszki nadal zatrzymują gdzieś głęboko Twój zapach, moje usta w dalszym ciągu z utęsknieniem wspominają Twoje, ale stromość z góry po której się wspinam zmalała, jest łatwiej.
|
|
|
|