 |
gdybym miała wybrać pomiędzy tobą a pluszowym misiem to myslisz, że kogo bym wybrała ? ciebie ? kpisz sobie ? nawet nie żartuj. a tak po za tym... to miałeś już iść, nieprawdaż ?
|
|
 |
owszem. pluszowy miś zdecydowanie zastąpy mi ciebie. niebieska kredka zastąpi błękit twoich oczu, a czekolada wszystkie twoje sarkastyczne słowa. spadaj, nie wracaj.
|
|
 |
miłość spaceruje ulicami twojego miasta. uważaj zeby cię niedpopadła. nie kochaj. kryj się. uciekaj, uciekaj, uciekaj.
|
|
 |
i nic już jest nieważne: niebo kwiaty słońce letni deszcz, nieważne. zapomnijmy.
|
|
 |
ucieszę się z Twojego uśmiechu nawet w wersji ' średnik + nawias ' ~ dymzpapierosa
|
|
 |
zakochanie jest jak wielkie gówno w które przez przypadek wchodzisz.
niby wytrzesz buty w trawę, starasz się go pozbyć ale ludzie nadal oglądają się za tobą na ulicy
Bo śmierdzisz. ~ dymzpapierosa
|
|
 |
nerwowo starałam się złapać oddech, idąc środkiem ulicy. w myślach wyklinałam każdego mężczyznę na ziemi. rękawy mojej białej ramoneski, topiły się w rozmazanym tuszu. zaczęłam sama do siebie, wyzywać płeć brzydszą od najgorszych. zanosiłam się płaczem. przechodni patrzyli na mnie jak na skończoną frustratkę z objawami schizofrenii. przykucnęłam, próbując doprowadzić mój cykl oddychania do ładu. 'sukinsyny', powtarzałam w kółko. właśnie wtedy, usłyszałam męski głos śpiewający donośnie 'nie płacz, kiedy odjadę ... sercem będę przy Tobie'. kretyn - pomyślałam. na moich ustach, mimowolnie pojawił się uśmiech. amant, kucnął koło mnie. w rękach trzymał bukiet róż. niezdarnie wyjął jedną z nich i wręczył mi do dłoni. nie przestawał się uśmiechać. odszedł. nigdy więcej go nie spotkałam. faceci, są nam zbędni do zepsucia humoru, wbicia gwoździa w ścianę, o złamanym sercu nie wspominając. ale pocałunku podczas którego czujemy, jak niebiańsko się uśmiechają nic nam nie zastąpi.
|
|
 |
nadchodzi moment, kiedy nawet poranna kawa jest zbyt monotonna, aby ją pić. masz dość codzienności, pragnąc żyć z wciąż przyspieszonym tętnem.
|
|
 |
i ten twój cholerny uśmiech tamtego dnia //uwalniam
|
|
 |
chciałabym, żeby mój rękaw był na tyle odpowiedni, abyś mógł ocierać nim swoje łzy.
|
|
 |
śniłeś mi się. chociaż już wcale nie myślę, zapominam. nienawidzę śnić. nie znoszę kiedy wyobraźnia obdarowuje mnie czymś, czego nie mogę mieć. powiedziałeś, że mnie nie oddasz. nikomu. sen był na tyle realistyczny, że zrozumiałam, że jest fikcją. stałeś za mną. pogładziłam delikatnie twoją twarz, czując twój zarost. jeszcze nigdy nie przeżyłam, czegoś równie niezwykłego w śnie. kazałam Ci coś przysięgać, obiecywać. z trudnością udało mi się Ciebie do tego namówić. następnie urwany film, czarna dziura. i Ty. wychodzący przez drzwi. mówiący, że nic nie będzie tak jak dawniej. nie mogę uwierzyć, że moja podświadomość zna mnie tak dokładnie. sny uświadamiają tak wiele. mogę się wyrzekać przed samą sobą, że Cię nie potrzebuję, jednak i tak znajdzie się coś co mi wkrótce uświadomi, że nie mogę bez Ciebie żyć
|
|
|
|