 |
|
tak cholernie tęskniłam za nim, za jego głosem, jego uśmiechem i wrednymi odzywkami. tęskniłam za jego uściskiem, zapachem i spojrzeniem. tęskniłam za ciszą, która tak często panowała między nami. tęskniłam za tym, że teraz nie mogę już kochać cię tak jak kiedyś. tęskniłam za przeszłością i za czymś do czego nie powinnam wracać. nigdy. / notte.
|
|
 |
|
boję się, że ktoś kiedykolwiek zastąpi ci to szczęście, które dotychczas daję ci ja. boję się, że ona również dostrzeże w tobie to wszystko, co widzę i odkryłam ja. boję się, że to ją będziesz podnosił i mocno do siebie przytulał. obawiam się też tego, że to ją powitasz pocałunkiem w czoło o poranku i tego, że stanie się dla ciebie wszystkim, boję się, że spadnę na drugi plan, że najzwyczajniej w świecie przestanę dla ciebie istnieć, że to ona będzie upiększać każdy twój dzień i, że to ona wyda się dla ciebie kobietą z którą chcesz spędzić resztę życia. boję się, cholernie się boję. / notte.
|
|
 |
|
odbierając nadzieję, odbierasz wszystko. wszystko z ciebie ucieka. ucieka miłość, serce przepełnione ogromnym uczuciem, ucieka szczęście i wiara w lepsze jutro. na przekór z brudnymi buciorami, wpycha się smutek, łzy i rozterka. i choć starasz się żyć jak każdy przeciętny człowiek, stajesz się szarym, pozbawionym uczuć tyranem, który wysysa z drugiego człowieka wszystko. stajesz się bezwzględny. nie liczy się nic. wmawiasz sobie, że nie masz uczuć, że nie potrafisz kochać i z dnia na dzień coraz bardziej w to wierzysz. ranić innych? dla ciebie to przyjemność. i chociaż codziennie oszukujesz sam samego siebie, nie potrafisz przestać. kilkanaście tygodni, doskonałych treningów wyszkoliły w tobie, twoje drugie ja. nie umiesz zapanować nad emocjami, upadasz coraz niżej i nie potrafisz się podnieść. popadasz w nałogi, zakrwawione ręce to twój azyl, a płaczące serce, dusi się w uścisku niespełnionej miłości. / notte.
|
|
 |
|
wiesz kiedy najbardziej zabolało jego odejście? nie, nie wtedy, gdy mówił mi prosto w twarz, że woli inną. najbardziej zabolało, gdy łzy płynęły po policzkach, a ja nie miałam nikogo, kto mógłby mnie w tych chwilach pocieszyć, nie było nikogo, kto powiedziałby jedno głupie i denne 'będzie dobrze', nie było nikogo, wszyscy odsunęli się jakby na pstryknięcie palcami. a ja, w tak krótkim czasie, przestałam udawać, że jestem silna, a wszystkie plany na przyszłość legły w gruzach. upadłam i poddałam się. poddałam się z braku miłości. / notte.
|
|
 |
|
bo chodzi o to, że ja najzwyczajniej w świecie nie nadążam za naszą miłością, nie nadążam za tobą i z dnia na dzień przestaję ogarniać całe społeczeństwo. / notte.
|
|
 |
|
najbardziej tęsknisz za chwilami w której on był dla ciebie jak powietrze. co dzień analizujesz wszystkie wspaniałe wspomnienia i chociaż było ich tak niewiele, uśmiechasz się, bo wiesz, że były niezapomniane. nawet jeśli nigdy nie wrócą, pozostaną jak stare fotografie. potem zastanowisz się, że wasz związek był pasmem kłótni i nieporozumień, ale właśnie tutaj nie chodzi o to, by każdy dzień był cudowny, ale o to, że nadejdą dni, nadejdą kłótnie, a ty zrozumiesz jak bardzo go kochasz. i choć jego już nie ma i nigdy nie wróci, będziesz biła się w pierś, że mogłaś zrobić coś inaczej, ale każda porażka, każde niepowodzenie czegoś nas uczy. teraz, w przyszłości nie popełnisz tych samych błędów co kiedyś i docenisz prawdziwe uczucie. / notte.
|
|
 |
|
nie ma innej, porównywanej osoby do przyjaciela. przyjaciel to przyjaciel - nie kumpel, rodzic, znajomy z wakacji, ktokolwiek inny. wyłącznie przyjacielowi, kiedy będzie siedział na pogotowiu z grypą żołądkową zapewniając przez telefon, że tylko zdobędzie receptę i wraca, odpowiadasz: "popierdoliło Cię, dziwko, zostajesz w tym szpitalu, chcę przywieść Ci rosół". to osoba pod której nieobecność wysyłasz masę wiadomości a propos tego jak zajebiście jest bez niej, co jest dobrym dowodem na to, iż brakuje ci jej bez przerwy.
|
|
 |
|
potem nie chcesz już, żeby to było takie jak opisywali w książkach. nie chcesz, żeby ktoś znał już te emocje, bo zapoznał się z lekturą. chcesz indywidualności i przeżywania tego w sposób, jakby takie uczucie jeszcze nie istniało. nie potrzebujesz uśmiechów ludzi na Twoje rumieńce na polikach, a jedynie Jego ramion i jelonków skaczących po wątrobie.
|
|
 |
|
jedynym lekiem jaki zaczęliśmy uznawać na grypę, ból brzucha czy miłość, była wódka.
|
|
 |
|
zakocham się na nowo, żeby zapomnieć. wypchnę Cię z serca innym.
|
|
 |
|
gdzieś z Pezetem w głośnikach wracają tamte obrazy. wers o wypełnianiu czasu - a mi przed oczami stają noce z upijaniem się do nieprzytomności, które było jedynym lekarstwem na rzeczywistość. papieros wypalany w niezakłóconym niczym milczeniu. 'mogłoby być dobrze...' i gorycz - dlaczego my nie mogliśmy odnaleźć na to sposobu?
|
|
 |
|
nie wiem nawet jak mam zareagować, jeśli chodzi o los tej dziewczyny. pogubiłam się, gdy sądząc, że pakuje się w konkretne bagno, uśmiechała się do mnie z triumfem w oczach, jakby podkreślając fakt, że znów go zdobyła - po stracie, która była podobno moją winą. chciała, żebym ja przeżywała katorgi, a mnie było stać wyłącznie na litość i ulgę, że jej ramiona, nie moje, oplata frajer, w tak zaawansowanym stadium tejże cechy.
|
|
|
|