 |
stuprocentowe zaufanie do mężczyzny jest wtedy, kiedy decydujesz się spać z nim w jednym łóżku i masz pewność, że podczas Twoje snu nie udusi Cię kołdrą jak seryjny morderca.
|
|
 |
szkoda, że jeszcze w przedszkolu nie zorientowałam się, że moje przyjaciółki to zwyczajne suki. kiedy jeden z moich kolegów chwycił mnie za wtedy jeszcze nie wielką rączkę, one z zazdrości tylko krzyczały jacy jesteśmy obrzydliwiy. przekrzykiwały się nawzajem krzycząc w kółku 'ble, fuj'. żałuję, że nie zorientowałam się jeszcze w podstawówce jakie to podstępne żmije, kiedy na jednej ze szkolnych dyskotek ,chłopak poprosił mnie do tańca, a one samotnie siedziały na parapecie. zamiast cieszyć się razem ze mną potrafiły tylko wydukać szydercze 'współczuję'. jest mi niezmiernie przykro, że dopiero w gimnazjum zaczęłam się orientować jakie z nich lafiryndy. znalazłam sobie faceta, a one z rozdzierającą ją zazdrością uznały, że jest ze mną nie dlatego, że 'jestem ładna tylko dlatego, że ładnie robię.'
|
|
 |
wolałabym uczyć się na błędach bez ówczesnego ich popełniania.
|
|
 |
nienawidzę spotykać, tak uroczych, delikatnych, ślicznych stworzonek na swojej drodze!
|
|
 |
posłał mi, ciepłe, ociekające uśmiechem spojrzenie. na pamięć znałam, doskonałe rysy, jego twarzy, ciemną karnację, zdumiewające, czekoladowe oczy, schowane, pod wachlarzem rzęs, których pozazdrościłaby mu każda dziewczyna, śmieszny nosek i pełne wargi. rozchyliłam lekko wargi i przyglądałam się mu, w milczeniu. nie zauważyłam, hałasów dobiegających z kuchnii, mego małego mieszkanka, ani koleżanki, ciągnącej, moje, długie, brązowe loki. zamarzyłam się, na dobrą godzinę, wywołując przy tym chichot, większości koleżanek.
|
|
 |
jedna para, czekoladowych patrzałek, która zmieniła wszystko. niemożliwe? a jednak.
|
|
 |
ta historia, nie była jak z bajki - on, młody Bóg, wyglądający jak syn Iglesiasa, ja - mała, zakompleksiona, szara myszka. przytulaliśmy się za często, zabijał mnie, swymi uśmiechniętymi, czekoladowymi oczętami. pisaliśmy godzinami, słuchaliśmy reggae, nazywał mnie nawet - dancehall queen. paliliśmy marihuanę, piliśmy kolorowe drinki. nie przeklinaliśmy. nazywałam go braciszkiem, on mnie siostrzyczką. dziś nie wyobrażam sobie, życia bez niego. ale muszę. już niedługo będziemy oddzielnie, ja tam, a on daleko, bardzo daleko.
|
|
 |
kochałam wrażliwość, która kryła się, w 180-centymetrowym ciele, mego kochanka. nie mogłam powtrzymać, walącego, wariackiego serca. mimo tego, iż byłam zajęta, pragnęłam całować go, namiętnie, ale zarazem delikatnie i zasypiać, obejmowana, chudymi rękoma. przeżywałam, pewien rodzaj, mocnego zauroczenia, umocniało się ono, z dnia na dzień, z sekundy na sekundę. chorowałam, bez czekoladowych patrzałek i powiększonych źrenic, mego adoratora. bo właściwie, on, podły drań, bez serca, czuł podobnie. też tęsknił.
|
|
 |
zapaliliśmy waniliowego papierosa i wypiliśmy po drinku. nieświadomie musnęłam dłoń, mojego towarzysza, tak delikatną, miękką. on, chyba w gwiazdkowym prezencie, złapał mnie za nią. spojrzałam w czekoladowe tęczówki, faceta, który, zupełnie nieświadomie, wywoływał palpitacje, mego serca. 'oddaj mi te cudowne oczy!' - poprosiłam, setny raz tego dnia. - 'z chęcią, ale jak.' - odrzekł. - 'maaaam! telepatycznie!' - ' łap' - 'dziękuję, mam.' mimo końca, magicznej wymiany, nie przestaliśmy wpatrywać się w siebie, jak wariaci.
|
|
 |
straciłam szansę na posiadanie Twoje serca. tylko ze względu na to, że nie potrafiłam, popatrzeć na Twoje tęczówki, spod wachlarza moich rzęs. tylko dlatego, że nie miałam śmiałości kołysać przed Tobą moimi lichymi biodrami. nie potrafiłam, zarzucać włosami na plecy. nie byłam w stanie wykonywać tych wszystkich, dennych sztuczek, które mogłyby Cię uwieźć. nie miałam śmiałości. w przeciwieństwie do niej. ona była w stanie uwieść Cię. przecież nikt nie dorówna temu, jak perfekcyjnie wyglądają jej nogi w tej skąpej miniówce, ani temu jak ochoczo, zgarnia kosmyki swoich tlenionych włosów z czoła.
|
|
|
|