 |
|
obracam się w środowisku gdzie wszyscy jarają się rapem. nieważne czy to Ciemna Strefa, Pihu, Eldo, czy może Słoń, każdy ma kogoś kogo ubóstwia. gdy ktoś obcy spojrzy na moje różowe słuchawki, czy dosyć modny styl ubioru myśli, że słucham popu. nic bardziej mylnego. nazywają mnie chłopczycą. lubię to co męskie, ale w środku. podkreślam kształty, by wyglądać jak człowiek. nie będę chodzić w luźnych dresach, tylko dlatego, że kocham taką muzykę. na zewnątrz jestem dziewczyną i nic tego nie zmieni.
|
|
 |
|
nocą, wyleguję się na dość szerokim parapecie, obserwuję wariatów ściagających się tanimi furami na placu przed moim oknem, śmieję się do siebie, ale wystarczy, że spojrzę w niebo, a w moich brązowych tęczówkach pojawiają się łzy, wtedy wstaję i na ślepo ścięgam za nocną szafkę, wyjmuję butelkę czerwonego wina i kieliszek wymyty po poprzedniej nocy, piję lampkę, odpalam miętowego papierosa, piję kolejną lampkę, włączam naszą piosenkę, piję trzecią lampkę, patrzę w niebo, odpalam szluga, piję czwartą lampkę, przy siódmej tracę orientację w terenie, łzy nie ustają, wpadam do łóżka z hukiem, znowu budzę matkę, po raz kolejny widzę jej łzy, nie radzi sobie ze mną, a ja ze sobą, depresja to dziwka, wiesz.
|
|
 |
|
włączyłam naszą piosenkę. mimo tego, iż jest dobrze - szlocham. przeglądam foldery ze zdjęciami, na każdym wyglądamy tak samo - szczęśliwi, cholernie zakochani. puste fotografie ukrywają nasze problemy, smutki, kłótnie. nie pokazują miliona niedopowiedzeń. kolorują naszą bajkę wszystkimi kolorami tęczy chociaż nie raz była szara. płaczę ze szczęścia. zmieniłeś się, zmienił się nasz świat. rzuciłeś ćpanie dla mnie. udowodniłeś, że jestem kimś zwykłą dziewczyną, na którą zawsze możesz liczyć. pokazałeś, że kochasz.
|
|
 |
|
jest jak promień słońca w bezchmurny dzień, jak zimny napój w środku lata, jak ciepła kurtka w zimie. zawsze potrzebny.
|
|
 |
|
w egzystencji każdego człowieka są ludzie, którzy znaczą coś więcej niż inni. osoby, które mogą dzwonić w środku nocy, patrzeć na to jak płaczesz z bezradności, masz głupawkę. są zawsze. nieważne czy złapał Cię kac morderca i spędzasz pół dnia przytulając się do kibla, czy zajarałaś jointa i śmiejesz się do bólu brzucha z kolegi, który Twoim zdaniem wygląda jak chińczyk. gdy marudzisz przypierdolą Ci zamiast bezsensownie słuchać tych głupot, gdy jesz ostatni kawałek pizzy, wyrwą Ci go z ręki, bo nadal są głodni. to przyjaciele - bezinteresowni, kochani, ale i cholernie wredni, jednym słowem prawdziwi.
|
|
 |
|
chyba zawsze byłam inna. gdy byłam dzieckiem bałam się muminków, teraz wypełnia mnie strach przed miłością. angażuję się zbyt łatwo, a później miesiącami cierpię po utracie, pijąc hektolitry, czarnej, mocnej kawy bez cukru i paląc papierosa za papierosem.
|
|
 |
|
to nieważne czy przy lewym płucu znajduje się serce, czy jedynie martwy kawał mięsa, od dawna pozorujący życie. wciąż zapełnia pustkę, by na co dzień obciążać bólem, nie tylko klatkę ale i całą resztę, nawet tych najdrobniejszych odłamków Ciebie. / endoftime.
|
|
 |
|
późną nocą, tuż przed snem, spoglądam w głąb nieba. przyglądam się uważnie gwiazdom, zachwycając się tymi najmniejszymi detalami każdej z nich. podkurczając nogi do klatki piersiowej, i obejmując je rękoma, delikatnie skulona na brzegu łóżka, zastanawiam się czy tak jak kiedyś, teraz robisz to samo co ja. czy krążąc myślami nad tym co przyziemne, na niebie z gwiazd kreślisz mój uśmiech, czy może analizując przeszłość, uśmiechasz się, mając nadzieję, że w głębi siebie poczuję ten uśmiech z daleka, czy nadal tęsknisz, jedynie nocami powracając do tych uczuć? tylko pod tym niebem, które jako jedyne dla nas jest wspólne, z bólu marszczysz czoło, żałujesz, kalkulując wszystkie tamte słowa, rozważając każdy szczegół, każde za i przeciw.. / endoftime.
|
|
 |
|
oparłam się o mokry parapet, stopy kładząc na barierkę balkonu. w zmarzniętych dłoniach trzymając kubek kawy. delektuje się jej zapachem, zmieszanym z dymem papierosa. dobijam się świadomością, że pamiętam, tak idealnie. jestem w stanie odtworzyć, każdą chwilę, każdą sekundę, wszystko. jakbym wróciła dopiero do domu, a to wydarzyło się pięć minut temu, a nie ponad rok. znów analizuje z dokładnością dzień po dniu, miesiąc za miesiącem. jeszcze wczoraj z drinkiem w ręku zarzekałam się że jest w porządku. trzeźwieje. czując na policzku gdzieś zgubione łzy, które tworzą jedno pytanie, bo jeśli każdy oddech dedykowałam jemu, to po co teraz oddycham. / slaglove
|
|
 |
|
czasami boję się, iż inna zauważy w Tobie to co ja. że spodobają się jej Twoje czekoladowe patrzałki, że będzie kochać to jak wymawiasz literę r, że polubi Twoje wystające żebra i duże usta. po prostu obawiam się, iż ktoś obcy zauważy takiego ideała, jakim - wbrew pozorom - jesteś.
|
|
 |
|
pewnego dnia wybrała się na spacer wraz z najlepszymi przyjaciółmi. od rozstania z miłością życia nie zostawiali jej nawet na chwilę. spotkała go w parku. jego oczy były pełne łez, a usta wyginały się w podkowę. nieogarnięte włosy latały we wszystkie strony przykryte niechlujnie full capem. już chciała podbiec, wyciągnąć szczotkę z torebki, a czapkę poprawić. już chciała podejść, przytulić go jak kiedyś, gdy usłyszała szept - 'przypomnij sobie, jak zachował się wobec Ciebie.' odwaga rozpłynęła w sekundę. olała go, mimo olbrzymiego bólu serca.
|
|
|
|