 |
|
najpierw piją tam, żeby zabić czas,
potem piją, żeby ich nie zabił kac
|
|
 |
|
szare twarze w miejskich autobusach o świcie
|
|
 |
|
by mieć spokój umysłu - oddali serca blantom
|
|
 |
|
więc poczekam jeszcze chwilę, nim słońce zajdzie gdzieś za blokami, i wtedy znów ujrzę Ciebie, tak uśmiechniętego jak kiedyś, choć teraz może jedynie w snach, to tak realnych jakbyś był tu obok, tak po prostu, był centralnie przy mnie. / Endoftime.
|
|
 |
|
Rozsypuje się jakoś, rozpada, rozchodzi się po łokciach. Przyjaźń, ta.
|
|
 |
|
kuszę cię wzrokiem ewidentnie ej, wiem że nie przejdziesz obojętnie
|
|
 |
|
panowie paniom, panie panom. kochają - ranią, wyznają - kłamią
|
|
 |
|
złączeni czymś w stylu chemii, uwolnieni z krainy cieni, uniesieni w świetle promieni
|
|
 |
|
kiedyś znał odpowiedź na każde z mych pytań, potrafił wyjaśnić każdy ze schematów, nawet tych tak gruntownie zagmatwanych. od pewnego czasu również bliski był mu, opracowany w każdym calu, system własnych uczuć, tak, ten jego dla mnie niewytłumaczany logicznie tok rozumowania, zawsze był mi obcy. chociaż obce była mi każda z jego myśli, każde z tych uczuć, właściwie całe jego życie również, to idealizowałam go pod każdym względem, dla mnie był wyjątkiem, być może dlatego, że chociaż jedynym, to doskonałym powiązaniem tego wszystkiego były właśnie nasze serca, i ich równomierny rytm bicia, dla siebie nawzajem. / Endoftime.
|
|
 |
|
te słowa, w nerwach jak ostrze, przebijają skórę, dogłębnie wbijając się w klatkę piersiową powodują, nieopisywalny w słowa ból. ból kolejno łamanych się żeber, bez jakiegokolwiek braku zahamowań, czy też ewentualnej zgody na nawet ten najkrótszy oddech, powolnie miażdżą każdy skrawek Ciebie. / Endoftime.
|
|
 |
|
pozostań wolny i ciesz się tą wolnością,
kiedy kolory mieszają się z szarością
|
|
 |
|
jesteś obok mnie czy nie? ciągle milczysz. coś dla ciebie znaczy czy te gesty są na niby?
który z nas nie należy już do świata żywych
|
|
|
|