 |
Pokój był niewielki, a jednak przytłaczał dziwacznym ogromem, który dusił jakiekolwiek uczucia. Brak ekspresji zamykał mi nieodwracalnie usta; leniwie staczałam się w narastającą ciemność, w nieopanowaną dzikość absolutu - a on mi cichutko do ucha szeptał: chodź do mnie, chcę cię - więc poszłam.
|
|
 |
Stał pod ulicą latarnią; ciemniejące światło ujmowało jego twarz w paranoicznym wyrazie. Wzrok miał dziki, choć nieporadny - nieporadny, bo poszukujący. A poszukiwał w tych ciemnościach czerwonej sukienki, zgrabnych nóg, bosych stóp. Gdzieś mignęła drobna postać, gdzieś cichy chichot się rozległ. Miał paranoję - w swojej głowie.
|
|
 |
Topisz mnie w szumie wspomnień, w wypłowiałych kolorach ostatnich dni, w masie zduszonych szeptów, cichych jęków, śmiałej nagości. Topisz mnie, a mi brakuje tlenu - duszę się. Proszę o powietrze, o teraźniejszość, o intensywne kolory, o głośne jęki i nagość - teraz.
|
|
 |
Bo ona bojaźliwie pragnęła wzajemności; on tonął w egoistycznych pobudkach, jej usta całując. Stali pod psującą się latarnią - sami byli zepsuci.
|
|
 |
W jej uśmiechu znajdowało się więcej promieni niż w całym słońcu. Te promienie wyciągały go z gęstniejącego cienia - ale on tego nie chciał. Mimo iż lubił ten uśmiech, to kochał cień.
|
|
 |
pożycz mi serce, moje wciąż bije ale to kamień.
|
|
 |
chcę być kimś a jednocześnie sobą, chcę żyć, myśleć, chodzić z podniesioną głową.
|
|
 |
byles-tego sie nie zapomina .
|
|
 |
weź wyjdź z mojego serca, ono już dużo przeszło, ono już dużo razy było zranione.
|
|
 |
z biegiem czasu, życie przestaje być proste
|
|
 |
Jestem emocjonalnie zepsuta. Przyjdź później.
|
|
 |
To codzienny schemat. Kiedy mówię o uczuciach, mówię, że ich nie ma.
|
|
|
|