 |
tak,byłam przez pewien czas zerem. stoczyłam się na samo dno, najgorsze dno jakie mogłam sobie wyobrazić. całymi tygodniami przesiadywałam zamiast w domu i szkole, to u ludzi, którzy tak bardzo namieszali mi w głowie, i tak bardzo źle na mnie wpływali. doprowadziłam się tym do zapaści, i uzależnienia - ale, jak widać - żyję, i wciąz tu jestem, bo byłam w stanie się podnieść, bo miałam kogoś kto wziął mnie za szmaty, i wyciągnął z tego bagna. miałam kogoś, kto nie miał skrupułów, i bez żadnych zahamowań wypierdalał mi blachę za blachą, bym tylko się ogarnęła. miałam kogoś, kto przy mnie był - miałam najmocniejsze oparcie po słońcem - miałam przyjaciół. || kissmyshoes
|
|
 |
byłeś pierwszą osobą, przed którą się otworzyłam. gdy zapytałeś o moje dzieciństwo, nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać. pamiętam miliony miłych chwil. dla wszystkich byłam najcudowniejszą i najpiękniejszą istotką. rozpieszczali mnie. każdego ranka babcia kupowała mi świeże bułeczki i nowe gazetki do czytania. niestety okrutna rzeczywistość dotknęła mnie zdecydowanie szybko. pamiętam, jak ojciec pierwszy raz wyzwał przy mnie matkę. jak pierwszy raz dostałam po twarzy za nic. przecież byłam taka słodka, delikatna i malutka. nasze potrzeby były na ostatnim miejscu. pierdolony samiec alfa. wpadłam w histerię. ubrudziłam Twoją bluzę maskarą. nic nie powiedziałeś. kołysałeś mnie jak małą dziewczynkę, chcąc zastąpić mi ojca, którego straciłam bardzo dawno. zawsze wszystko rozumiałeś. wiedziałeś czego potrzebuję i co czuję w danym momencie. dziękuję.
|
|
 |
nieodpowiedzialnie, kolejny raz wybrałam się do mieszkania, w którym nie powinnam przebywać nawet przez sekundę. wtuliłam się w wychudzoną klatkę piersiową i słuchałam tak dobrze znanego mi bicia serca. uspokoiłam się. przywarłam do niego jak najmocniej się dało. znowu pasowaliśmy do siebie. zasypiałam. wystarczyła jego obecność, a noc podarowała mi sen. obudziłam się nazajutrz. nie złamałam się. nasze usta nadal nie złączyły się w pocałunku. te śniadanie, wprost do łóżka. obserwowałam go z oddali. jego wystające obojczyki i żebra, mogłabym policzyć każde. uśmiechał się tak łagodnie. ja nie mogłam. nie chciałam być tylko przyjaciółką, a kimś więcej. jego słońcem. ukojeniem. ostoją. wszystkim.
|
|
 |
musisz mi obiecać, że ta historia nie skończy się takim przykrym incydentem. przecież w większości książek zakochani tak czy inaczej są razem. spójrz na Romea i Julię, mogłabym dla Ciebie umrzeć, a czy Ty byłbyś w stanie zrobić to dla mnie? nawet nie wiesz jak cholernie mi brakuje, wszystkiego związanego z Tobą. zamykam oczy, po godzinnych rozważaniach zasypiam. odwiedzasz mnie w snach, Twoja idealna sylwetka, Twoje ciemne włosy i duże, pełne wargi, które uwielbiałam całować na dzień dobry i dobranoc. moje serce bije jak szalone. łzy moczą poduszkę. budzę się zroszona potem. jesteś wszędzie. w mojej głowie, w sercu, w każdym zakamarku duszy. chciałabym Cię mieć.
|
|
 |
miałam tylko szesnaście lat. problemy były jak lawina. był młodszy, a opiekował się mną. czułam się bezpieczna. pokonaliśmy każdą przeszkodę. rodzice, komentarze, psychiatryk, było trudno, ale przecież jak nie my to kto. najistotniejsze była jego dłoń spleciona z moją, rozmowy, które trwały godzinami, iskierki w czekoladowych tęczówkach. wierzyłam w nas, cholernie wierzyłam. wyszliśmy na prostą. było dobrze. wszyscy zrozumieli to o co tak bardzo walczyliśmy, mianowicie - wiek to tylko liczba. teraz wszystko miało być łatwe, oczywiste. nagle cios prosto w serce. i nie ma Go. zniknął. rozpłynął się we mgle.
|
|
 |
kolejny samotny wieczór. tylko ja, fajki i muzyka. zastanawiam się nad tym, czy nadal mamy szansę. płaczę. łzy zalały całą klawiaturę. jestem bezsilna. wyglądam przez okno. nienawidzę tego widoku - Twój dom, miliony wspomnień, setki godzin, kilkanaście przypałów. myśli. chciałabym je zniszczyć, wyrzucić do kosza, spalić. przecież chciałam dobrze. potrzebowałam jedynie czułego słowa na 'dzień dobry' i 'dobranoc', Twojej obecności i pewności, że my to tak na serio, że już na zawsze. gdzie podziało się uczucie, którym mnie darzyłeś? czy zgubiłeś je między jednym a drugim jointem? chciałabym byś mnie kochał. tak jak ja Ciebie. nadal.
|
|
 |
nie, nie było mi Jej żal - w żadnym momencie życia. miałam gdzieś Jej łzy, które spowodowane były moim powrotem do domu po trzech dniach melanżu i ostrego śpania. nie obchodziło mnie Jej błaganie, bym w końcu się ogarnęła, i przestała bić. ani trochę nie ruszał mnie Jej szloch, który słyszałam w pokoju obok, gdy dowiedziała się o mojej sprawie w sądzie. nigdy nie będzie mi Jej żal, i nigdy nie będę żałować bólu jaki Jej sprawiłam. i może to kurewskie, i tam bardzo zimne - ale ja też kiedyś przez Nią cierpiałam, tak samo mocno ... || kissmyshoes
|
|
 |
czemu nie ma mnie już obok Ciebie? bo nie jestem w stanie znieść Twoich kolejnych już porażek. nie jestem w stanie patrzeć w Twoje zawiedzione oczy. nie jestem w stanie być obok człowieka, który przegrał życie, na samym jego stracie.. || kissmyshoes
|
|
 |
setki razy dostawał przy mnie w pysk, po czym "otrzepywał się" i szedł dalej pić, do baru. kilka razy widziałam jak dostaje w klatce taki wpierdol, po którym większość nie przeżyłaby. nigdy tak na serio nie zabolało go moje uderzenie, nawet gdy biłam z całej siły. zawsze uważałam Go za silnego faceta, czasami nawet aż za bardzo silnego - do czasu - gdy pierwszy raz pokłóciliśmy się do tego stopnia, że nie mieliśmy pojęcia, kto głośniej wytykał komu błędy. wtedy, po moich słowach,które brzmiały: "dobrze, w takim razie nie zobaczysz mnie juz nigdy", zobaczyłam w Jego oczach łzy i ból - pierwszy raz w życiu ujrzałam przerażenie, i grymas twarzy, którego nigdy wcześniej nie miałam okazji widzieć. później, gdy zapytałam, czemu widzę go dopiero teraz, z powagą odpowiedział mi trzema słowami: "bo mi zależy", które tak bardzo utkwiły mi w pamięci. || kissmyshoes
|
|
|
|