 |
lubie kisiel truskawkowy, ale wole budyń o smaku toffi. smakuje mi kawa z mlekiem, ale wole pić herbate z sokiem malinowym. lubie tymbarka, ale wole pepsi w puszce. pomimo tego, że uważam się za grubą, teraz siedze i wpierdalam batonika.
|
|
 |
żyć dla siebie nie dla kogoś. czerpać z życia wszystko co najlepsze.
|
|
 |
uśmiechnął się. patrząc mi w oczy sięgnął z wolna po moją dłoń. wplótł swoje palce pomiędzy moje, a ja wspięłam się na palcach sięgając Jego ust. momentalnie serce obiło się boleśnie o lewe żebra jakby chciało wykrzyczeć, że chce być już tylko Jego.
|
|
 |
czasem masz ochotę jebnąć głową o biurko, albo inny twardy duży przedmiot. bo nie masz siły żyć dalej. łzy same się leją i nie ma Cie nawet kto pocieszyć. wydaje Ci się, że jesteś sama i że Twoje życie nie ma sensu. po kilkudziesięciu minutach napisze do Ciebie, pogodzicie sie, będzie wszystko dobrze. jebniesz smajla i stwierdzisz, że Twoim sensem życia są ONI przyjaciele.
|
|
 |
najbardziej brakowało normalności uśmiechu. zwyczajnego uniesienia kącików ust ku górze, ot tak - nie, bo inni to robią, bo widocznie tak w tym momencie trzeba. szczęścia, którym roziskrzą się tęczówki, dwie żaróweczki zamigoczą w źrenicach, a serce, aż zrobi fikołka obijając się o żebro. bezwarunkowo, bez blokady utworzonej przez Jego odejście.
|
|
 |
przychodzi moment, kiedy stajesz, zaciągasz ręczny w swoim życiu, bierzesz głęboki oddech i uważnie czytasz drogowskazy - kolejne kierunki, znaki, drogi, którymi możesz podążyć. a w głębi coś pęka, bo jedyne, co wydaje się na tą chwilę właściwe to cofnięcie się, ruszenie wstecz - do tych uśmiechów, do każdej z tych rozmów, do obietnic, które nie zostały dopełnione, do słów, do Jego głosu, dotyku, ciepła Jego oddechu. stoisz ze wspomnieniem zapewnień, że zasługujesz na kogoś lepszego, podczas kiedy serce wali jak oszalałe o żebra wygłaszając swoje racje z przypomnieniem, że On był wszystkim.
|
|
 |
lubiłam Go całować. lubiłam naciągać przez głowę Jego bluzę równocześnie wdychając silną woń perfum. lubiłam patrzeć, jak się śmieje i odpowiadać tym samym. lubiłam Jego dotyk powodujący dreszcze na karku, i skurcze w żołądku. lubiłam sposób w jaki wymawiał moje imię, z naciskiem na pierwszą literę. miał iskrzący szmaragd w tęczówkach, idealny tors i dłonie - wszystko, z wyjątkiem mojego serca i swojego, które kiedyś podstępem Mu zabrałam, a odchodząc zostawiłam Mu pod drzwiami. złamane.
|
|
 |
strząchnął moją dłoń ze swojej. - skończ truć, że będzie dobrze, co? - syknął patrząc na mnie roziskrzonym spojrzeniem. - nie kłam. ułoży się, kochanie, wszystko wróci do normy, damy radę. już nie chcę tego słuchać. powiedz mi prawdę. chcę prawdy, rozumiesz?! - potrząsnął mnie za ramiona, a łzy popłynęły Mu po policzkach. - nie wiesz co powiedzieć, bo zawsze mówiłaś to samo. że będzie dobrze. ale odchodziłaś. po godzinie, czy dwóch, kiedy przyjąłem do wiadomości, że a nuż faktycznie, masz rację. teraz też odejdziesz, nie? - urwał wbijając palce mocniej w moją skórę i czekając na odpowiedź. skinęłam tylko głową na co lekko przytaknął. - wybacz mi. - jęknęłam wyszarpując się z uścisku i odwracając się, ruszyłam przed siebie. wlokąc nogę za nogą poczułam wibracje w kieszeni - 'daj mi się poddać, nie umiem żyć bez serca'.
|
|
 |
dla NIKOGO. NIGDY nie zamierzam się zmieniać.
|
|
 |
zapewnienia przyjaciół, że 'skoczyłby za Tobą w ogień' nie mają sensu. i tak oczywiste jest to, że pomimo tego, że kochamy niektóre osoby, nie wskoczylibyśmy za nim w ogień. nie dalibyśmy uciąć sobie za nich ręki, ani niczego innego.
|
|
 |
w chuj moge sobie wsadzić 'wasze' zapewnienia o 'prawdziwej miłości, 'wiecznej przyjaźni', 'niezapomnianych chwilach', 'życiem bez kłamstwa'.
|
|
 |
może jeszcze kiedyś. ktoś. coś. jakoś.
|
|
|
|