 |
|
"Praktycznie to Cię kocham całym sercem,
a teoretycznie to cały mój mózg szaleje na Twoim punkcie."
|
|
 |
|
"29 dni temu.. Pojawiłeś się Ty.
To się nazywa mieć szczęście..
Kocham Cię między innymi za to, że tamtego dnia odmieniłeś mój świat. I nie chcę, by to zniknęło, byś zniknął Ty."
|
|
 |
|
"To coś, małe i wredne, zżera mnie od środka.
Tak zwana tęsknota."
|
|
 |
|
`może powinnam zrobić sobie pauzę w życiu...
|
|
 |
|
nie rozumiesz, prawda? nadal nie wierzysz, że On potrafi kochać. wciąż nie ufasz, kiedy ktoś mówi, że tam w głębi, ma serce. niektóre rany się nie goją. pokrywają się delikatnym strupem, który i tak mimowolnie zdrapujemy wspomnieniami. odbudowanie zaufania, miłości, życia to długi proces. przebieg właściwie - nie kończący się. ból jest zawsze. nigdy nie wybaczamy do końca.
|
|
 |
|
'miłość jest wtedy,gdy On wbija Ci sztylet w serce,a Ty martwisz się tylko tym,żeby nie pochlapał się krwią.'
|
|
 |
|
drogie ferie, chciałabym oznajmić wam, że jeśli nie przestaniecie tak zapierdalać, macie niezły wpierdol.
|
|
 |
|
nie kochał mnie w stereotypowy sposób, który wszyscy zakładają z góry. miał swoją własną, wyimaginowaną technikę, którą kierował się w okazywaniu uczuć. nigdy nie dawał się na tacy. kazał się odkrywać. jego serce odkąd pamiętam strasznie się bało, chowając za wysokim murem duszy i nie lada wyzwaniem było przekonanie go, że tak, jest się właśnie tą osobą, godną miłości. ale w końcu udało mi się: oddał mi siebie doszczętnie. a ja zawiodłam.
|
|
 |
|
łapałam łapczywie oddech próbując uspokoić emocje. patrzył na mnie tym przeszklonym od łez spojrzeniem, błagając o przebaczenie. kręciłam rytmicznie głową w geście zaprzeczenia. nie odpuszczał. złapał mnie za rękę, próbując chwilę później przytulić. odsunęłam się szybko. - przestań. - syknęłam, mierząc go wściekłym spojrzeniem. - spieprzyłem to wszystko do cna, wiem. proszę jedynie o nadzieję, a obiecuję, że odbuduję to co było między nami. - szepnął z trudem, zbliżając się do mnie. wybuchnęłam płaczem, co uniemożliwiło mi mówienie. korzystając z chwili, kiedy złożyłam moją broń, wziął mnie w ramiona, zamykając w stalowym uścisku. oparłam głowę na jego piersi, uderzając go pięścią w ramię kilka razy. - nie chcę Cię kochać. nie chcę. nie chcę... - monologowałam. zatopił dłoń w moich włosach, i odsunął moją twarz od swojego ciała, wymuszając spojrzenie na niego. - nie potrafię bez Ciebie żyć. - wyznał, całując mnie następnie w czoło. - nie potrafię. - powtórzył znacznie ciszej.
|
|
 |
|
mój przyśpieszony puls i zdezorientowanie tym razem nie są z Twojego powodu. zdziwiony?
|
|
 |
|
nie musisz mnie rozumieć. nie musisz nadawać na tych samych falach. nie musisz lubić tych samych sosów do pizzy, co ja. nie musisz uśmiechać się w sposób, jaki sobie wymarzyłam. ale akceptuj mnie. akceptuj i kochaj, mimo wszystko.
|
|
 |
|
- to oni są razem?! jak do tego doszło? - no... zdjęła stanik. majtki również. wskoczyła mu do łóżka. i są razem.
|
|
|
|