 |
|
przed oczami mam nas. nasze splecione ręce, pruderyjne spojrzenia. moją głowę skrupulatnie ułożoną na Twoich kolanach. ale nie ma słów. są tylko puste krzyki. nieme półsłowa. otwieramy usta na próżno, nie wydając z siebie dźwięków ani uczuć.treść naszych rozmów udało mi się zwyczajne wyeliminować ze wspomnień. teraźniejszość jest łatwiejsza bez obecności przeszłości.
|
|
 |
|
walka z samym sobą jest najtrudniejsza...ale często jedynym rozwiązaniem, dającym możliwość dalszego życia...
|
|
 |
|
słowa czasami bolą bardziej niż czyny. ale to nie istotne. przewaga czynów na słowami jest taka, że one nie potrafią kłamać.
|
|
 |
|
jedyne czego pragnę na te święta to spokoju. ucieczki. obudzenia się z koszmaru,którego nieusilnie staram się pozbyć poprzez szczypanie się po ciele każdego ranka. łudzę się, że to wszystko jest tylko imaginacją. zostawiłam koło łóżka filiżankę po kakao. codziennie rano budzę się i przecierając oczy spoglądam na nią. z nadzieją, że znowu poczuję zapach brązowego napoju. znowu ujrzę unoszącą się parę. znowu obrócę się, żeby dostać całusa w czoło i gwałtownie objąć Cię w pasie. ale z każdym porankiem uświadamiam sobie, że chęć tego wszystkiego jest znikomą abstrakcją, a od rzeczywistości nie ma ucieczki.
|
|
 |
|
najgorsze, są noce. wspomnienia dopadają wtedy najmocniej. starasz się na nowo stać małą dziewczynką kurczowo zwijającą się pod kocem. a one wychodzą. wypełzają jak potwory spod łóżką i duszą. duszą Cię płaczem perfekcyjnie przyciskając do poduszki. odbierając Ci oddech, zrzucając głaz na Twoją klatkę piersiową. chcesz zamknąć powieki, ale masz zakaz. dławisz się wspomnieniami, wyrzutami sumienia i świadomością, że zapewne wyczerpałaś swój limit na szczęście. zapewne nie na tyle dobrze, na ile miałaś szansę.
|
|
 |
|
A kiedy zaczęła czekać na jego głos w słuchawce, na dotyk jego ręki zniknął z jej życia.
|
|
 |
|
był czas, kiedy chciała żeby umarł. nie, żeby go nigdy nie spotkała albo żeby nigdy się nie urodził, ale żeby wpadł pod samochód lub żeby zginął jakąś inną gwałtowną śmiercią, w bójce, w barze albo żeby maszyna wciągnęła mu rękę, a ona wykrwawiłaby się na śmierć, zanim ktoś zdążyłby przyjść mu z pomocą, i chciała, żeby w ostatnich chwilach, kiedy będzie czuł, że życie z niego uchodzi zrozumiał jakim był draniem, jak zmarnował życie. wyobrażała go sobie przerażonego, w nerkowatej kałuży krwi, jak w ostatnim przebłysku świadomości kaja się, zdając sobie sprawę, że zaraz zapłaci za to kim był. w tej mrocznej chwili będzie żałował, bardzo żałował. ale będzie już za późno.
|
|
 |
|
mój obraz w twoich oczach, powoli blednie, puls słabnie, krew krzepnie. nie pasuje do twojego świata, nie mogę być już tu, dziewczyna z bloków.. z innego kruszcu.
|
|
 |
|
na twojej buzi łzy, jak na niebie krople gwiazd,
nie zatrzymasz tego, zły wiatr wieje nam w twarz,
wilgotnych oczu blask, tego nie zmienia
pocałunkami nie zmusisz mnie do milczenia,
daj mi spokój, zostaw, puść mnie,
nie potrafię odpowiadać uśmiechem na uśmiech,
wiem ta melodia zabija serca,
zobaczysz, zapomnisz, czas to morderca.
|
|
 |
|
Czy gdybym przypiął się pasami do drzewa w Dolinie Rozpudy,
Stając przed buldożerami, poczułbym zew natury?
Lub gdybym stanął ze śmiercią oko w oko nad przepaścią,
Szanowałbym swe życie bardziej niż swą własność?
A gdyby ludzie mogli latać, rozmawialiby z ptakami?
Lub gdyby mieszkali w chatach nie obciążonych kredytami,
I pływali w swoich jachtach z lux apartamentami,
Czy nikt nie sięgnąłby po gnata by odjebać kogoś za nic?
|
|
 |
|
Uciekasz, bierzesz rozbieg, skaczesz ze skały, modlisz się w duchu by anioły Cię złapały.
|
|
 |
|
mgła już opadła, wszyscy zawiedli, rozczarowanie to chleb powszedni, nie są możliwe już happy end'y, wszystko jest jasne, pierdol to, biegnij.
|
|
|
|