 |
Jestem jego złamanym sercem, jestem jego 9 paczką papierosów w tym tygodniu, jestem bólem w głowie i nagłym szarpnięciem gdzieś w okolicach żołądka, jestem jego krzykiem, jego strachem, chorobą, połówką pitą do lustra, udawaniem, że nic, a nic nie boli, jestem jego słabością i szaleństwem, jestem każdą z tych rzeczy, które go przerażają, ale jestem wszystkim, jestem dla niego tym samym czym on jest dla mnie.
|
|
 |
Wiesz, kiedy ból jest tak wielki, że nie możesz oddychać. Serce spowalnia swój rytm, źrenice się zwężają, a Ty czujesz fizyczne cierpienie, chociaż przecież nawet nikt Cię nie dotyka. Kiedy masz kolejną z rzędu bezsenną noc, kiedy rano już wiesz, że ten dzień nie będzie różnił się niczym od poprzednich. Masz świadomość, że oto upadłaś już tak nisko, że nikt nie jest w stanie po Ciebie sięgnąć i Cię podnieść. Nawet nie płaczesz, oduczyłaś się już dawno temu, przecież to i tak niczego nie zmienia, prawda? Uśmiech nie ma nic wspólnego ze szczęściem, a jedynie kolejnym teatrzykiem, gdy unosisz te kąciki ust, chociaż tak ciążą ku dołowi. Wiesz, kiedy będzie już tak kurewsko źle, kiedy przestaniesz widzieć nadzieję na lepsze jutro, kiedy Twoje życie zamieni się w równą pochyłą ku upadkowi... Ciesz się. Ciesz się, bo kiedy zupełnie skurwisz się z bólem, to znak, że teraz wszystko zacznie się układać, bo oto nie zaznasz już niczego gorszego od tego co właśnie przeszłaś./esperer
|
|
 |
Na pewno są jeszcze normalni faceci. Mój były zagarnął tyle skurwysyństwa dla siebie, że musiało dla kogoś braknąć./esperer
|
|
 |
2) znów się głupio sprzeczamy i idziemy na górę. siada obok mnie, skierowany na wprost. "co u ciebie mała? nie wypiłaś czasem za dużo? ojoj, nie ładnie" uważnie słucha wszystkiego co mu mówię. dokładnie opowiadam to co się działo przez ostatnie kilka godzin, pokazuję jak tańczyłam z dziewczynkami, opisuję prezent który na niego czekał. i kiedy orientuję się, że znowu mówię za dużo i stanowczo za szybko, a on coraz szerzej się uśmiecha, pytam się go dlaczego nie może zostać. mówi o jakimś spotkaniu, że jest umówiony i w sumie, to musi już lecieć. odchodzi bez pożegnania. siedzę jak wryta, martwo spoglądając na stół. jak to? czy to znaczy, że..? orientuję się, że reszta zaczyna do mnie machać sprawdzając czy żyję. uśmiecham się i mówię, że wszystko jest jak najbardziej okej, ale muszę na chwilę wyjść. chwytam torbę i wybiegam na balkon i właśnie w tym momencie pękła we mnie ostatnia tama.
|
|
 |
1) siedzimy wszyscy razem, tam gdzie zawsze. każdy z nich już dostał swoją porcję szczęścia, a ja szczelnie owinięty, trzymam w dłoniach ostatni kawałek, ostatnią nadzieję, że jednak się zjawi. "on nie przyjdzie" "skąd wiesz? przecież mówił, że później wbije, że postara się, że..." "słuchaj, nie zrozum tego źle, ale on zawsze tak mówi" gorąca łza zaczyna spływać po zimnym policzku, staram się ją wytrzeć rękawem najszybciej jak potrafię, tak aby jej nie zauważyli.oddaję im pudełko i obserwuję jak znika to co chroniłam przez ostatnie pół godziny. nie dbam już o nic, znów się zatracam. nie ważne, że mieszam, muszę się uspokoić, nie mogę dopuścić do siebie tych wszystkich emocji. i nagle, widzę jego uśmiech zza szyby samochodu. "to on?" słyszę ich ciągłe pytania, a ja wiem, jestem na sto procent pewna, że to właśnie on podjechał. wysiada i idzie w moim kierunku. "co jemy? gdzie moja porcja?"
|
|
 |
Kiedy noc płaczę deszczem, a krople jej słonych łez rozmywają się po szybie kreuje z nich obraz naszych ściśniętych dłoni. Palce splątane węzłem miłości. Nerwy, paliczki stają się wspólne, łączą się. Dokładnie rysuję je połączone bo nawet milimetr osobno może rozpruć całość, a wtedy wszystko runie tak po prostu. Z kolejnych kropelek dorysowuje nasze postacie blisko siebie by nie mogła powstać między Nami przepaść, by nie wciągnęła Nas i roztrzaskała na dno. Na sam koniec uzmysłowię sobie, że to tylko deszcz i znajdę go również na swoich policzkach. Znowu jestem jak sklepienie niebieskie późną porą; mroczny, cichy, daleko od wszystkich, zapłakany, pusty, sam.
|
|
 |
Być może za kilka lat spotkamy się gdzieś przypadkiem i pójdziemy razem na kawę. Porozmawiamy wtedy, na spokojnie, zmienieni przez kolejne kilogramy doświadczeń. Uśmiechniemy się do siebie - nieco poważniej, bez dawnej namiętności. We wspomnieniach kilka razy przewiną się wybrane wspólne chwile, lecz przede wszystkim - prawdopodobnie powiem Ci prawdę. Opowiem Ci, co się wydarzyło, w jakiej kolejności, pozwolę Ci zrozumieć. Za kilka lat, bo teraz nie potrafię. Teraz nie chcesz mnie słuchać, nie wierzysz i nie ufasz. Teraz uważasz, że usilnie próbuję zepsuć Ci życie podczas kiedy właściwie nie mam w tym udziału. Teraz mi jest właściwie obojętne, co o mnie myślisz, a wówczas powiem Ci to tylko po to, żebyś zrozumiał jak bardzo pomyliłeś się co do rzekomej zmiany mojej osoby i odczuć mojego serca względem Ciebie.
|
|
 |
To masz być Ty. To musisz być Ty. W zasadzie nie wiem nic więcej, nie mam planu, pieniędzy, mieszkania, dyplomu, pracy, a Ty nie masz odpowiedniego garnituru, ale mamy samochód i mnóstwo, mnóstwo wiary i na razie mamy jeszcze trochę czasu, więc tak, tak, tak, tak, nikt nie musi o niczym wiedzieć, możemy uciec i och, to takie głupie, ale nieskończenie pewne i to wszystko co wiem, to musisz, musisz być Ty.
|
|
 |
|
Już raz to się wydarzyło. Nie..nie wydaje mi się. Pamiętam dokładnie,że przechodziłam przez to samo. Wtedy też byłam absolutnie najbardziej szczęśliwa na świecie,a po jakimś czasie stałam się imitacją człowieka. Skórą i kośćmi. Jedynie one symbolizowały przynależność do rasy ludzkiej.Ktoś swobodnie mógłby wziąć mnie za ducha. Tak bardzo odbiegałam od obrazu normalnego człowieka.Byłam nieszczęśliwa. I każda cząstka mnie głośno to oznajmiała. Zupełnie jak dziś nie umiałam wykrzesać z siebie radości.Znaleźć powód do przetrwania. Będę znów motać się pomiędzy ogromnym pragnieniem życia, a zbyt małym nakładem sił do egzystowania. Po raz kolejny muszę odnaleźć kogoś kto mi pokaże jak należy walczyć. Kto napędzi znów cały mechanizm mojego serca. A potem opuści mnie bym mogła poszukać następnego wybawcy. I tak powstaje błędne koło/hoyden
|
|
 |
Już dłużej tak nie mogę. Kapcie, leniwe wieczory z Tobą na kanapie nie sprawią nigdy,że będę szczęśliwa.Kocham Cię. Tylko,że równie mocno kocham przygody,niebezpieczne szlaki i ten brak pewności gdzie zawędruję nazajutrz. Spanie pod gołym niebem i gwiazdy które są moim jedynym towarzystwem to może odpowiednia opcja dla mnie. A co z pokrewieństwem dusz? Posiadaniem wsparcia ukochanej osoby? Może pewne rzeczy wypieramy ze swojego życia bo nie są u nas na liście rzeczy pożądanych. Miałeś rację,że nie zostanę przy Tobie. "Na zawsze" to cholernie przygnębiający i długi odcinek czasu. Próbowałam być taka zwyczajna i mało unikatowa. Przepraszam,że te mało entuzjastyczne próby odbyły się Twoim kosztem. A więc w drogę. Na mnie już pora. Już nic ani nikt nie odwróci biegu zdarzeń.Odnajdź swoje powołanie i nie zadręczaj się. Na pewno nie mną.Bo nie warto/hoyden
|
|
 |
Zamknij się. Ani słowa więcej. Chcesz mnie uraczyć tekstem typu "To nie tak jak myślisz"? Ty nawet nie masz pojęcia co teraz sobie myślę. Ale jestem na tyle życzliwa,że wypowiem na głos swoje myśli. Jesteś kłamliwym egocentrycznym dupkiem. Zdrajcą i plamą na ulubionym swetrze,której należy się jak najszybciej pozbyć by nie wsiąkła za bardzo w materiał. Spróbuję wszelkich środków byś zniknął całkowicie. Wybawię Cię ze swojego życia.By nie zostało po Tobie śladu. No co się tak patrzysz? Wypierdalaj. Jeszcze nigdy łzy nie zaskoczyły mnie takim trującym smakiem. Nie widziałam już nic. Ograniczyły mi całkowicie widoczność i przysłoniły jego odchodzącą sylwetkę. Oszukał mnie i wykorzystał. Czy ja mam wypisane na czole "Zrań mnie"? Nikt przecież się nie prosi o cierpienie,a jednak dostajemy je na własne życzenie kochając nieodpowiednie dla nas osoby/hoyden
|
|
|
|