 |
tak jakoś powiewa szczęściem, który momentalnie przeszywa mnie całą, objawiając się uśmiechem... aż chce się żyć. tak jakoś nie dowierzam, tak jakoś ciągle zacieszam, tak jakoś, dzięki Tobie.
|
|
 |
nic nie irytuje mnie bardziej niż moment, kiedy siedzę na znienawidzonej matmie i nie mogę rozwiązać zadania bo w myślach mam tylko Twoje wczorajsze słowa na pożegnanie. obliczam działanie, a zamiast wyniku zapisuję Twoje imię. przez tak prymitywne zajmowanie moich myśli skazujesz mnie na brak wykształcenia, skarbie.
|
|
 |
bycie szczęśliwym nie zawsze oznacza, że wszystko jest idealnie. szczęście oznacza, że zdecydowałeś spoglądać na świat poprzez swe niedoskonałości.
|
|
 |
Twój zapach jest dla mnie jak narkotyk. zacznę sobie wkrótce dawkować fiolki Twoich perfum. tak w ramach zaspokajania mojego narkotycznego głodu, kiedy nie ma Cię obok
|
|
 |
nie znoszę, kiedy jestem już wedle przekonana, że uda mi się z nim pożegnać raz, a dobrze, a on jakby czytając w moim myślach nachyla się nade mną, mówiąc jak kocha. uwielbia tą delikatną formę sadyzmu. kocha, kiedy przez niego kłócę się sama ze sobą. kiedy mówi mi, że odchodzi, i nie odsunie się nawet na metr, a ja wskakuję na niego oplatając nogami. 'zostań' szepczę, rozchylając usta. chociaż w myślach mam tylko bezwdzięczne 'odejdź'.
|
|
 |
najpiękniejsze jest to, że bez żadnych skrupułów mogę stanąć na środku ulicy i krzyknąć, że jestem szczęśliwa. nie okłamując nikogo.
|
|
 |
nie trzeba być pierwszym , a przynajmniej nie zawsze. liczy się wiara. teraz tak na to patrzę. liczy się siła , której nigdy nikt nie zatrze. ojczyzna w sercu.. zresztą była tam od zawsze. nie trzeba być pierwszym - mam nadzieję , że to jasne. należy walczyć - o tą walkę chodzi właśnie. szacunek dla tych , którzy poświęcają życie dla swoich marzeń. oni od dawna są na szczycie.
|
|
 |
nienawidzę naszych sprzeczek. odnoszę, wtedy wrażenie, że z dłoni wypadło mi coś niesamowicie cennego. mam świadomość, że upadające na podmokłą przez tanie wino podłogę uczucie zostanie zrysowane na stałe, bezpowrotnie. zdruzgotana owym zdarzeniem staram się znikomo zebrać je z podłogi, swoimi drżącymi dłońmi. ocieram je o swoją zwiewną sukienkę z nadzieją, że uda mi się zetrzeć ślad, niewypowiedzianych myśli i błędnie wypowiedzianych słów. ale rysa jest nie do pokonania. starasz się zetrzeć wyrzuty sumienia, cofnąć czas odbijając na nim tylko ślady swoich wybrudzonych od roztartej szminki palców, pogarszając sytuację.
|
|
 |
I'm coming home. I'm coming home. tell the world that I'm coming home. / J.Cole
|
|
|
|