 |
geniusz to czasem tylko instynkt, który nie podlega doskonaleniu. częściej to sztuka trafnego kojarzenia, codziennie doskonalona dzięki obserwacji i doświadczeniu.
|
|
 |
podobne życie, wychowani na betonach, te same zasady i te same marzenia. | endoftime.
|
|
 |
codziennie czuję obce spojrzenia w swoją stronę, nie obchodzą mnie myśli tych ludzi, dlaczego? oni widzą tylko to na co teraz każdy zwraca już uwagę. czyli? patrzą na to jak kto się ubiera, z kim się buja, jak się zachowuje, co robi. po co? tylko po to żeby mieć potem satysfakcję z tego, że podało się ploty dalej. teraz już nikt nie zwraca uwagi na to co jest wewnątrz. dziwisz się, że nie interesuje mnie ich zdanie na mój temat? ja nie potrzebuję, żeby każdy mnie podziwiał, nie chcę błyszczeć. wystarczy mi to co uzyskałam przez bycie sobą. | endoftime.
|
|
 |
a teraz się zastanawiam czy to, że nazywam Cię swoim kotem nie ma u mnie podłoża u tego, że w dzieciństwie zdechł mi mój ukochany kociak. zapełniasz nim tyko moją pustkę, nic więcej. nawet mruczycie podobnie.
|
|
 |
każda rzecz, która Ci się przydarza, przydarza się dlatego, że ma sens.
|
|
 |
związek można porównać to ekscytacji Twojej mamy, kiedy stawiasz pierwsze kroki. najpierw niesamowicie się z tego cieszy, emanuje z niej euforia natomiast później gaśnie, a Twoje chodzenie jest dla niej tylko prymitywną czynnością. z nami jest podobnie. początki były ekscytujące, dzisiaj nasza relacja jest tylko rutynową funkcją. a uczucie gaśnie jak płomyk zapachowej świeczki, której cynamonowy zapach doprowadza niemal do mdłości.
|
|
 |
a teraz podręcznik, który niosła poprawiając jeszcze wtedy pedantycznie splecionego warkocza, służy jej jedynie do gaszenia na nim petów. stworzyłeś potwora. wzbudziłeś w niej wyrachowanie, niszcząc jej słodycz. na każde 'kocham' odpowiada tylko 'strasznie mi wszystko jedno'. na każdą cudzą łzę reaguje śmiechem. jej urok zamienił się w podłość do cna przesączony przesadną pewnością siebie. wyprałeś ją z uczuć. zabiłeś jej serce, kolego.
|
|
 |
rzucę się na Ciebie i oplątę nogami tak, aby utrudnić Ci oddychanie. następnie zacznę całować Twój kark delikatnie muskając każdy z centymetrów Twojej naprężonej od podniecenia szyi. wbiję w nią swoje zęby i zacznę Cię gryźć. niechybnie natrafię na żyłę. krew zacznie się delikatnie sączyć. upadniesz. ja upadnę razem z Tobą. bezwładnie na Tobie leżąc wytrę swoje zakrwawione usta końcem rękawa. albo nie. zostawię je w takim stanie. przecież uwielbiasz mnie z krwistoczerwoną szminką, czyż nie kochanie?
|
|
 |
lubię być nieogarniętą laską, której zdania składają się w większości z bluzg. która lubi robić to co robi, i nikt jej w tym nie przeszkodzi. która nie załamuję się tym, że ludzie cisną ją za plecami. która w każdej chwili może pierdolnąć coś prosto w oczy i nie speszy się. dla której liczy się wnętrze, ludzie których zdecydowanie może nazwać najlepszymi. lubię być tym kimś. / endoftime.
|
|
 |
i może przez to, że stawiam na swoim zgarniam na swoje konto następne kłopoty, ale pierdole to. od teraz, zawsze już będę stawiać na to co chcę, będę pyskata, będę robiła co chcę i będę kim chcę. a one? nie dadzą rady, mój charakter miażdży. / endoftime.
|
|
 |
ten stan, kiedy budzisz się w południe, nie znając dnia tygodnia. na poduszce tylko pozostałości wczorajszego makijażu, a obok, na szafce nocnej niedokończone opakowanie tabletek nasennych. siadasz na skraju łóżka uświadamiając sobie, że jest z Tobą naprawdę źle. jednak jeszcze gorsza jest świadomość, że nie ma jednej osoby, która byłaby Twoim stanem chociaż w niewielkim calu - zainteresowana.
|
|
 |
w końcu nadchodzi wieczór, kiedy siedzisz na parapecie po turecku trzymając między nogami plastikowy kubek po brzegi wypełniony wódką, a jedyne myśli jakie przewijają się przez Twoją głowę to 'wszystko co dobre szybko się kończy'. przecież nic trwa wiecznie, w szczególności miłość. szkoda, że u jednej ze stron wygasa ona zdecydowanie szybciej, a serca nie potrafią być synchronizowane na tyle, aby przestać bić w swoim kierunku równocześnie.
|
|
|
|