 |
- sam jest sobie winny - no kurde! miał swoją szansę, a że zjebał, no nie mój problem - no dokładnie, a teraz to nie dla psa kiełbasa, przepraszam za porównanie Ciebie do kalebasy - spoko jakoś przeżyję - ale na pocieszenie powiem Ci, że niezła z Ciebie śląska - dlaczego śląska? - tak sobie / i jak tu go nie lubić?
|
|
 |
nie wiem co się stało, dlaczego tak nagle moje myśli skupiają się wyłącznie na nim. wstając z łóżka, jedyne czego pragnęłam to wtulić się w niego. szybko wzięłam prysznic, ubrałam się, umalowałam, byłam już gotowa do wyjścia. w myślach widziałam jak siedzimy u niego w pokoju na kanapie pijąc kawę z mlekiem i dwoma łyżeczkami cukru. mieliśmy się spotkać dopiero jutro, ale chciałam zrobić mu niespodziankę. jednak w tej pięknej wizji nie wzięłam pod uwagę niepowodzenia, nie myślałam, że ona znowu stanie mi na drodze. po raz kolejny zniszczyła wszystkie plany, sprowadziła na samo dno. a najgorsza w tym wszystkim jest ta niepewność kiedy będę mogła się z nim zobaczyć, czy w ogóle będę mogła go zobaczyć...
|
|
 |
nie spałam kolejną noc z rzędu, ale ta była inna. nie było w niej łez, bólu, nienawiści, miliona sprzecznych myśli. spotkanie z nim na prawdę wiele mi dało. wiem już, że to nie jest to samo co było jeszcze trzy tygodnie temu. nie potrafimy ze sobą rozmawiać, między nami panowała niezręczna cisza. siedząc u niego na kolanach nic nie czułam, a myślami uciekałam do niebieskookiego bruneta z którym powinnam spędzać ten wieczór. i to właśnie jemu dam szansę, nawet jeśli miałoby nam się nie udać.
|
|
 |
chcesz usłyszeć prawdę? to co widzisz, te popękane usta, te zielone oczy, te zniszczone włosy, to tylko powłoka, to iluzja, która ukrywa fakt, że od dawna, o tutaj, w środku, jestem martwa. oddycham, ale tlen nie dociera już do duszy. serce pompuje krew, która także omija tę sferę szerokim łukiem. wypaliłam się, całkowicie zatraciłam. zniszczyli mnie ludzie, którzy powinni dawać wsparcie, na których tak bardzo liczyłam. zamiast podać rękę, coraz bardziej spychali w otchłań nicości. wołałam o pomoc, ale udawali, że nie słyszą. żebrałam o okruszki uwagi, ale oni traktowali mnie jak powietrze. w końcu nie wytrzymałam, pękła we mnie tama, która spowodowała lawinę. nie miałam jak się bronić, nie mogłam sobie poradzić. umarłam, zabiłam duszę, która wydając ostatnie tchnienie, zostawiła na ziemi pustą skorupę, nie umiejącą kochać, nie potrafiącą żyć. / cynamoon
|
|
 |
tak prawdę mówiąc, jest idealny. jest takim chłopakiem, o którym zawsze marzyłam. czuły, wrażliwy, opiekuńczy, a przy tym stanowczy, z własnym zdaniem. troszczy się o mnie. wieczorami boi puścić samą do domu. jestem dla niego najpiękniejsza. nie patrzy tylko na moje ciało, ale na to jaka jestem. chwali się mną kumplom. martwi się gdy znikam z jego pola widzenia. ale przy tym jest aż za bardzo zazdrosny. przesadza z alkoholem i ziołem. i jeszcze jedno - nie jest nim.
|
|
 |
właśnie tego chciałam, "znaku". jedna jego wiadomość i wszystkie inne plany odeszły w niepamięć. chce się spotkać, jutro, tylko ze mną, iść na promenadę, jej! wybiorę jego ulubione ubrania. uczeszę włosy tak jak zawsze sam mi poprawiał. jeszcze kilka godzin i znów będziemy razem. ale czekaj, a co z tym drugim? przecież to z nim miałam się spotkać.. muszę to jakoś odwołać. to nie tak, że mam go gdzieś. w pewnym sensie zależy mi na nim, ale to co czuję do tamtego jest o wiele silniejsze. po prostu pojawił się w nieodpowiednim momencie. potrzebowałam wypełnić pustkę po jego odejściu. potrzebowałam kogoś, kto po pijaku odprowadzi mi do domu, trzymając za rękę. kogoś, z kim mogłam uspokoić pragnienie połączenia ust. wyszło źle, nawet bardzo. jutrzejsze spotkanie będzie testem. muszę wiedzieć czego on ode mnie na prawdę oczekuje, aby wiedzieć jaką decyzję podjąć wobec niego. chociaż znając życie, gdy wrócę do domu będzie jeszcze gorzej niż było. norma
|
|
 |
wiesz jak to jest być nikim? kiedy nie masz wokół siebie nikogo? kiedy boisz się wejść do mieszkania? chcesz uciec. spakować torbę i wyjechać, nieważne gdzie, byleby jak najdalej. poczuć się bezpiecznie. przestać żyć w ciągłym stresie. oczy masz przekrwione, wypłakałaś wszystkie łzy. twoje ciało całe drży gdy przekraczasz próg drzwi, bo wiesz co za chwilę cię spotka. każda usterka w idealnym życiu rodziny jest wyłącznie twoją winą. a może usłyszałaś kiedyś prosto w twarz, że nie powinieneś żyć? skulona siedzisz w kącie, płaczesz na cały głos, a drżącą ręką malujesz kolejne linie na ciele. nie widzisz sensu w dalszym byciu. codziennie bierzesz niezliczone ilości tabletek, które niestety zbyt wolno koją twój ból. jesteś na świecie tylko ciałem. najbliżsi zabili twoją duszę, wbili nóż w plecy niefortunnie trafiając w serce. nie istniejesz. znasz to uczucie? bo ja zbyt dobrze.
|
|
 |
18. wjeżdża tort. wszyscy śpiewają "sto lat". zerkam na niego i uśmiecham, przypominając sobie jak wspominał że nienawidzi tej przyśpiewki. rozległy się oklaski. pobladłam. zobaczyłam jak on wychodzi na środek parkietu ciągnąc za sobą krzesło. patrzy mi w oczy, wiem co chce zrobić. nikt się nie sprzeciwia głupiej tradycji. staje nad nim, jednym ruchem zdejmując pasek ze spodni. ktoś mu go wyrwał z ręki. podbiegam i błagam aby nie był go mocno. spogląda na mnie zdziwiony i.. wściekły? chwyta pas, robi duży zamach i w chwili gdy miałam chwycić jego rękę, przygasza uderzenie, jedynie go dotykając. "dziękuję". skinął głową, dając mi do zrozumienia że nie mam za co dziękować i wyszedł z sali, zostawiając mnie, ledwo powstrzymującą się od płaczu.
|
|
 |
wiedziałam o tym. tak wiele osób mnie przed nim ostrzegało. "on cię zrani" "pobawi się i odejdzie" "zasługujesz na kogoś lepszego". ale nie chciałam w to wierzyć, byłam zbyt szczęśliwa. widziałam w nim same pozytywne cechy. myślałam, że on tak tylko się zgrywa, cwaniakuje przed kumplami, bo przecież gdy zostawaliśmy sami był zupełnie inny. skończona idiotka! pobawił się chwilę, zauważył że zaczęło mi na nim zależeć i odszedł do kolejnej. lepszej ode mnie? być może. ale wciąż siedzę w tym samym miejscu, tęskniąc za jego ustami, dotykiem, ciepłem, zapachem. potrzebuję jego obecności. nie mogę znieść, gdy stoi tak blisko mnie, a ja nie mam już prawa nawet go dotknąć. gdyby dał mi najmniejszy znak, że to co było dla niego także coś znaczyło, zrezygnowałabym z wszystkiego i zawalczyła o niego, o nas. wystarczy tylko jedno słowo. no więc?
|
|
 |
Nie rób mi tego. Proszę. Nie rań mnie już więcej. Błągam. Zrób to dla mnie. Przecież kiedyś coś nas łączyło. Może dla ciebie to nie było znaczące, ale kimś, do cholery, dla ciebie byłam, prawda? Więc więcej mnie już nie rań. Doskonale widzisz jak cierpię przez nasze rozstanie, a ty przysparzasz mi jeszcze więcej kłopotów i sprawiasz, że się gubię. Ja! Dziewczyna, która z każdym dosłownie problemem sobie radziła, do cholery, z każdym. Aż nagle pojawiasz się ty i się gubię, miotam, nie wiem co robić, pragnę krzyczeć ale nie mogę, szaleję dosłownie z rozpaczy. Zrób to dla mnie, dla mojego poranionego serca i nie pokazuj jaki jesteś z nią szczęśliwy, proszę. / charakterystycznie
|
|
|
|