|
nie chce wiele, chce po prostu Twoją dłoń w mojej ręce.
|
|
|
najczęściej to właśnie my sami szkodzimy własnemu szczęściu.
|
|
|
przestań winić wszystkich, za to, że sam błądzisz.
|
|
|
Pomagam wszystkim wkoło, daje rady, jakich pierdolony psycholog by nie wymyślił, a sama nie potrafię ogarnąć syfu, który rozrywa mnie od środka. Nie radzę sobie z jego uśmiechem, kiedy na mnie patrzy. Nie radzę sobie z ciszą, z którą mnie zostawia na kolejne tygodnie. Nie radzę sobie z drżącymi dłońmi przy odpalaniu papierosa. Mam milion wad, ale potrafię kochać. Potrafię oddać serce, jak nikt, nikomu.
|
|
|
straciłam jakąś część siebie, jakbym umierała codzień po kawałku.
|
|
|
Sama siebie ranię nadzieją, że może jednak.
|
|
|
Sama siebie ranię nadzieją, że może jednak.
|
|
|
Wiem, zburzyłam coś, co mogło trwać..
|
|
|
Czym zawiniłam, że nie zasługuję na szczęście?
|
|
|
Staram sobie wmówić, że mi na nim nie zależy. Że nasze ostatnie spotkanie nic nie znaczyło. Że zawsze traktowałam go tylko i wyłącznie, jak kolegę. Że żaden jego dotyk nie wzbudzał we mnie jakichkolwiek emocji. Że żadne jego słowo, nie wywoływało we mnie zachwytu. Że nie potrzebuję chociażby dziesięciominutowej rozmowy na gg. Że umiem obejść się bez jego "ale wyjdź", kiedy widzi, że zmieniam status na dostępny. Że nie chcę z nim być, nie chcę mówić mu jak bardzo jest dla mnie ważny, ile znaczy dla mnie każda chwila spędzona razem. Nawet to mi nie wychodzi. Cholera. Kocham Go.
|
|
|
Nie mogę powiedzieć, że był moim Aniołem. Anioły przecież nie umierają.
|
|
|
Pamiętam słowa, które zabolały mnie tak strasznie.. Co czułam? Nie pytaj. Nieważne.
|
|
|
|