 |
złota jesień jest cudowna, ale deszcz i ten zimny wiatr to zuo
|
|
 |
to ja jestem ta zła..ta zła która była przy nim zawsze nie zważając jaki błąd popełnił.
|
|
 |
może kiedyś Ci to wszystko wyjaśnię, może zdąże..
|
|
 |
20;20 , 21;21 , 22;22 ! Kocham Cię , ale dasz mi dziś spokój?!
|
|
 |
Jest coś co nie daje mi spokoju.
zawsze od tego uciekam , myślę dlaczego mam się otwierać
przed bliskimi mi ludzmi , skoro to własnie Ci najbliżsi najbardziej ranią.
po takich myślach przeważnie zamykam się w sobie. i oddalam się z dnia na dzień od bliskich w rezultacie tracąc ich.
|
|
 |
spotkanie na szkolnym korytarzu. znowu nie usłyszałam pospolitego 'cześć'. po raz kolejny moje serce zabiło szybciej, ale nie z miłości. to nienawiść, która mną włada. namawia mnie bym uderzyła Cię w twarz, ale wiesz co. kopnę w jaja, za wysoki na 'w mordę' jesteś.
|
|
 |
życzę Ci, byś przestał ćpać i zakochał się w dziewczynie, która będzie robiła to co Ty w przeszłości. marzę, by wystawiała Cię, gdy umówicie się na spacer, albo wmawiała jak bardzo kocha, gdy nie będzie tego czuła. a potem rzuciła Cię, jak zepsutą zabawkę w kąt, bo pragnę byś cierpiał tak samo jak ja.
|
|
 |
nie oszukujmy się więcej i tak nie będę Twoja mimo wszelkich błagań.
|
|
 |
siedziałam już trzydziesty piąty dzień w domu. inni cieszyli się wakacjami, a ja wciąż okupowałam komputer. byłam załamana. każda sekunda bez niego była jak najgorsze katusze. 'nie wróci' - myślałam. bezradna usiadłam na podłodze w pokoju. próbowałam porozmawiać z sufitem, ale nie odpowiadał mi. przyjaciele, którzy odwiedzali mnie każdego dnia tracili siły. płakałam i paliłam zielonego marlboro. moje serce pękało z tęsknoty. usłyszałam pukanie do drzwi. otworzyłam je. dostrzegłam znajomą sylwetkę. nie powiedział nic, po prostu przytulił, kołysał w ramionach. znowu obiecywał, iż nigdy nie zostawi, a ja głupia uwierzyłam.
|
|
 |
nie wiem co sprawia mi większą radość. zawartość paczki, z folia bąbelkowa, w którą jest zawinięta.
|
|
|
|